Geoblog.pl    gabor    Podróże    Islandia 2019 z niemowlakiem - w poszukiwaniu zorzy    Jeszcze mniej znana Islandia
Zwiń mapę
2019
20
lut

Jeszcze mniej znana Islandia

 
Islandia
Islandia, Keflavík
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3482 km
 
Ostatni dzień to dzień powrotu do Keflaviku. Niby dzień spokojny, niby tylko przejazd, ale coś po drodze zawsze jest do obejrzenia :) U nas na pierwszy ogień poszedł Pakgil, który chodzi za mną już drugi wyjazd. Schowana w górach, malownicza dolinka, gdzie dotarliśmy połowicznie w 2017 roku. Teraz chciałem to nadrobić, ale okoliczności nie sprzyjały… Padało, kończyła się benzyna, Monika była przeciwna, na drodze leżały duże zaspy ze śniegiem, a w dodatku w Suzuki wysiadł napęd 4x4. Akurat napęd wysiadł od razu, ale w Pakgilu mógłby się przydać :P Dotarliśmy niezbyt daleko, bo wycofaliśmy się szybciej niż w połowie drogi, gdzie na zakręcie pod górę dotarliśmy do kopnej zaspy śniegu… No nic, może za trzecim razem na Islandii się uda. Nie spoczniemy nim nie dotrzemy :D

Zanotowaliśmy też postój w Vik, gdzie z tablic informacyjnych na plaży biło po oczach „heroic fight for Vik”. Zdziwiłem się, bo Islandia chyba wystrzału z ostrej broni nie widziała (może poza bazą wojsk amerykańskich w Keflaviku)! Okazało się, że Vik jest tak umiejscowiony, że ocean zjadał ląd i co chwila woda zbliżała się do miasteczka. Hereoiczna walka polegała na usypaniu piargu w głębi oceanu. M.in. stąd mogą brać się tak duże fale w tej okolicy. Vik został obroniony, a ocean się cofnął.

Wracając planowaliśmy zahaczyć o Hveregardi, ale wiało mocno. A tam jest do dojścia 45 min wzdłuż rzeki, tyle samo powrotu. Uznaliśmy, że z dzieckiem może być mało przyjemnie, jak się wzmoży wiatr. Dlatego uruchomiliśmy plan B. Co nie było takie słabe :D Mianowicie chyba najbadziej niedoceniana i zapomniana część Islandii – droga 427 i 425, czyli półwysep bezpośredniu pod Keflavikiem i Reykiavikiem. Wszyscy stamtąd uciekają na 1kę i na Złoty Krąg. A tam jest tak pusto, tak cicho, tak ładnie i tak spokojnie! Teraz tam wpadliśmy na pół dnia, ale kolejny wyjazd zaczynam od tego półwyspu na spokojnie! Koło Grindavik jest pole termalne Krysuvik, obok zapomniane wioski, do tego są też jakieś szlaki wokół sporego jeziora (my ich nie robiliśmy), klify, ładne tereny są też koło Husviku (m.in. największe na Islandii pola termalne, ale zagospodarowane przez elektrownie. No naprawdę byłem pod wrażeniem jak tam spokojnie i ładnie, a jak blisko lotniska! Do tego stopnia, że jeździliśmy do zmroku.

Zdawanie aut mieliśmy niby o 22:30, a powrót o 1:40, ale z Moniką uznaliśmy, że co będziemy robić w aucie do 22? Reszta ekipy pojechała do Reykiaviku, ale my musieliśmy się zająć Jagną, gdzieś już się rozbić. No to co nam zostało? Zatankować przed zdaniem auta. Polityka była połowa do połowy. Oczywiście moja żyłka żyda dała o sobie znać i postanowiłem tankować za minimalne kwoty (przypominam, że na Islandii są tylko automatyczne stacje ze zdefiniowanymi kwotami do wyboru) – 1000isk, czyli 33 zł. Wyszło mi, że trzeba będzie wlać pewnie za ok 3000-4000isk. Tankuje raz, drugi, trzeci, czwarty, a tam wskaźnik wciąż w 30%. Piąty, szósty, czuje że narasta we mnie wkurwienie. Siódmy, a wskaźnik wciąż na 30%. Ósmy, dziewiąty, paliwo wylewa się z baku. OK, może źle wsadziłem ten jebany pistolet. Tankuje dziesiąty raz, pistolet odbija mi co chwila. No jak byk jest full. A ile wskazuje wskaźnik? 30%. Poddałem się, jedziemy zdać auto i rozkręcić awanturę :D W wypożyczalni Polak, trochę to ułatwiło, poradził, żeby porobić zdjęcia, złożyć reklamację.

Na lotnisku też wesoło! Wieje opór, nasz lot to jedyny nocny lot. Najpierw opóźnienie godzina, potem tkwienie bez informacji, potem kolejna obsuwa, nawet zaczęli ludzi puszczać do rękawa, ale ich zawrócili :D Nie ma! Z 1:40 zrobiła się już 2:40, potem 3:00, a my jutro do pracy. Hell yeah! W końcu poszła informacja, że lot przesunięty na…15:00. Zamieszanie, gdzie noga i gdzie noga. Że jest hotel, że nie ma hotelu, że jest bus, ale gdzie nas odwiezie, skoro nie ma hotelu. W końcu wpadł jakiś Islandczyk jak dzik w żołędzie i porobił przydziały na hotel na koszt Wizzair, bus na koszt Wizzair. Monika trzeźwo wpadła na sam początek mówiąc:
- I’ve got a baby, I should go first.!
- OK, how many people?
- Six

Kurtyna :) Ale podziałało, dostaliśmy pierwszy busik, jako pierwsi pokoje. W sumie wyszło spoko, śniadanie też Wizzair stawia, obiad też. Jagna zadowolona, to najważniejsze :) Wylot o 15 już poszedł bez komplikacji.
Aha no i nie było zorzy, chmury.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 18% świata (36 państw)
Zasoby: 294 wpisy294 21 komentarzy21 1382 zdjęcia1382 0 plików multimedialnych0