Lotnisko UTAPAO jest między Rayong a Pattaya. Lot był skoro świt, uznaliśmy że łatwiej będzie tam się dostać z Rayong, bo bliżej i mniejsza miejscowość, mniej korków. Żeby dostać się do Rayong mieliśmy cały dzień, powinno spokojnie wystarczyć. Niby 240 km, ale przed nami co najmniej: busik, prom, busik, bus. W rzeczywistości był: busik, prom, busik, busik, busik, busik :)
Na Koh Chang są te ichniejsze taksówko-busy. Jeżdżą przez całą wyspę, Bang Bao to ostatnio przystanek. Pierwszy ruszał ok 6 rano, do portu jest godzina drogi, koszt ok 150 baht. Prom 80 baht, też płynie ok 45 min. Potem trzeba się dostać do Trat albo ogarnąć bezpośredni w przystani. Do Trat jakieś grosze, ok 45 min jazdy. Pyk pyk i zrobiło się nam już 3h, a ledwo co wyjechaliśmy z wyspy. W Trat był bus do Rayong, ale ludzie przed nami kupili ostatnie bilety. Na kolejny trzeba czekać 3h, więc od razu decyzja, że jedziemy byle czym w stronę Rayong, coś się ogarnie po drodze. Wbiliśmy w busik do Chanthaburi, a tam na pewno coś złapiemy. Z rozmowy z typiarą w okienku wynikało, że koszt takiego kombinowanego dojazdu będzie zbliżony, trochę tańszy. Nie mieliśmy bladego pojęcia jak wygląda Rayong, jak tam z noclegami, bo nie jest to zbyt turystyczne miejsce, w cieniu Pattaya. Dlatego woleliśmy być tam za dnia. W Chanthaburi przesiadka sprawnie, ani się obejrzeliśmy a byliśmy już w Rayong. To miasto się strasznie rozciąga, nie byliśmy w stanie stwierdzić gdzie jest centrum i gzdie warto wysiąść… Więc strzeliliśmy, że chcemy wysiąść na dworcu, bo na ogół to centrum. No strzał był kulą w płot, ponieważ stary dworzec był w centrum, a nowy, ten na który nas wywiózł poza miastem i to sporo :) Gorzej że jak na nim wysiedliśmy to nie byliśmy mądrzejsi nic a nic, dalej nie wiedzieliśmy gdzie można szukać jakiegoś noclegu, ale zgodnie z regułą „dworce buduje się w centrum“ przenieśliśmy się kolejnym busikiem na drugi dworzec (ta podwózka była chyba najtańsza ever, co prawda jechaliśmy z Sebkiem uczepieni budy na zewnątrz). Stary dworzec w Rayong to faktycznie centrum. Na poszukiwanie noclegu się rozdzieliliśmy, znaleźliśmy 1 nocleg, ale dobry i tani. Tuż obok dworca jest jakaś bursa dla uczniów, noc 100 baht/os.
Pozostało nam ogarnąć trasport na rano, a właściwie na środek nocy oraz wydać to co nam zostało. A jak się bawić to na całego! Dlatego poszliśmy do…Tesco! Nakupiliśmy jakiś świństw, masek ze ślimaka, przypraw, sosów. Bardzo fajny i tani night market, obiad za 5 zł, to jest życie. Ogólnie trochę potwierdza się stara reguła – im mniej turystów tym fajniejsza miejscówka, lepszy klimat.
Na dojazd na lotnisko ogarnęliśmy jakiegoś taksówkarza, niestety nie mówił po ang, ale dogadaliśmy się na migi. Dlatego dla bezpieczeństwa umówiliśmy się z nim na tyle wcześnie przed lotem, żeby móc ogarnąć jakiś inny dojazd, jakby ten nie przyjechał. Taka nauka z Kuby. Przyjechał, dowiózł nas na miejsce, choć pobłądził, jakby był tam pierwszy raz od długiego czasu. Ile taxi to nie pamiętam, ale było znośnie dla nas czyli tanio.