Lotnisko małe, ciasne, jakieś stare wojskowe zadaptowane na loty rejsowe. Kupa Rosjan! Samolot bida, nie wiedziałem, że Qatar może mieć tak słabą flotę. Doha przesiadka i w ten sposob znaleźliśmy się w Warszawie. W tę stronę „goniliśmy“ dzień, więc wylądowaliśmy zrobiliśmy całą podróż w jeden dzień :P Wylądowaliśmy o 20 w Warszawie, wystartowaliśmy o 7:30 z Tajlandii. Takie loty to ja rozumiem.
Kilka słów podsumowania:
Ten kierunek mieliśmy w głowie dawno. Dawno nam się marzyło Angkor Wat. I czy nas nie zawiodło? Nie, na pewno nie. Nie żałujemy żadnego z 3 dni w Angkor, zachęcam do spędzienia tam więcej czasu niż jedno popołudnie w najbardziej zatłoczonej świątyni. Inne miejsca w skrócie:
- piesze przejście z Tajlandii do Laosu – fajne i łatwe, dobrze skomunikowane. A loty do Laosu są duuużo droższe.
- rejs Mekongiem – slow boat tak, ale ubierz się ciepło i przygotuj się na 2 dni słodkiem wegetacji. Mając mało czasu zrezygnowałbym.
- Luang Prabang – dużo ludzi, dużo turystów, ale warto. Chociażby z powodu, że sam Laos ma mało miast wartych zobaczenia, na tym tle Luang jest bardzo miłe, sporo świątyń, wodospady Kuang Si obok (must see)
- Vang Vieng – nic specjalnego, ale jako postój w drodze między Luang Prabang a Vientiane jest OK. Myślę, żę gdyby wejść w góry to 2-3 dni jest tam co robić. Turystów opór.
- Vientiane – miasto nie ma nic ciekawego do zaoferowania oprócz ludzi na których trafiliśmy i lotniska.
- Phnom Penh – nie, zatłoczone, gwarne. Taki Bangkok, ale mniej sprawny, skomunikowany i z mniejszą ilością atrakcji. Ale za to Tuol Sleng bardzo TAK. Trzeba odwiedzić, żeby zrozumieć Kambodżę. Pola Śmierci nie, wystarczy Tuol Sleng.
- Tonle Sap – tak, ale. Jeśli pojechalibyśmy tam wycieczką to bym powiedział NIE. Byliśmy na właśną rękę, więc całość, czyli dojazd, miasteczko Kampong Chhanng, rejs po jeziorze była fajna. Szczególnie jako ucieczka z Phnom Penh.
- Sieam Reap – nie
- Angkor Wat – tak, tak. Bardzo dużo ludzi, spore odległości między świątyniami, spora odległość od Sieam Reap, często patelnia bez drzew. Trzeba dobrze zaplanować, żeby się podobało. Drogo.
- Koh Chang – nie, wyspa jakich wiele, nie ma nic ciekawego do zaoferowania, trzeba się starać, żeby robić coś poza leżeniem na małej i dość tłocznej plaży.
- Rayong jako przykład miejsca bez turystów tak, choć też nie ma nic, tylko plus za klimat. I tak nikt rozsądny nie pojedzie do Rayongu na wakacje :P
Na pewno jeden z wniosków - bloga pisać po wyjeździe na świeżo, a nie 7 miesięcy później. Taka gimnastyka dla pamięci, że ja dziekuję :)
Podróż w ciąży? CIężki temat. Ile przegadaliśmy wieczorów, ile wahań, czytania o zagrożeniach. Ale nie konsultowaliśmy się z nikim, wiedzieliśmy że to nasza decyzja, nasze ryzyko i my będziemy ponosić konsekwencje. Wyszło dobrze, powtórzyłbym. Ale trzeba na siebie uważać, Monika to wzór. Chodziła cały wyjazd w długim rękawie, długich spodniach. Podobno idzie się przyzwyczaić po kilku dniach. Moskitiera, odpuszczenie męczących nocnych przejazdów, odpuszczenie pewnych rozrywek, zaplanowanie trasy z uwzględnieniem służby zdrowia, gdyby coś się działo. Ale da się! Teraz sprawdzimy czy da się jeździć z dzieckiem, skoro wiemy że w ciąży tak.
Finansowo, taka średnia azjatycka (azjatycka czyli okolic Tajlandii). Ok 1800 na bilety, jakiś lot wewnętrzny za 350/os, na miejscu ok 110 zł/osoba na dzień. Czyli całość ok 4400 na osobę ze wszystkim. Wizy płatne.
Teraz co? Teraz Jagna i zaczynamy naszą długą podróż zwaną rodzicielstwem. Ale przy tym na pewno nie rezygnujemy z wyjazdów! Pytanie na jaki wyjazd starczy nam odwagi… Zobaczymy :)