Drugiego dnia popłynęliśmy na Koh Wai. Mała wysepka ok 45 min drogi łodką. W ogóle myśleliśmy, żeby tam popłynąć i spać, ale odstraszyły nas ceny. Rejs na Koh Wai to 600 batów/os, start rano. W tym droga tam i z powrotem oraz jakiś voucher na szamę na miejscu. Na samej wysepce warto snorklować. Tak mówił internet i przewodniki. Bez fajerwerków, ale coś tam było, pływało pod wodą. Na pewno o niebo lepiej niż na Koh Chang. Generalnie wysadzili nas na Koh Wai, a typ w resorcie mówi do nas od razu, że 10 zł za wstęp na plażę. Ni kuta, ale się uparł. No to poszliśmy dalej. Tam jest jedna dróżka, która obchodzi całą wyspę (piesza po kamieniach, wzdłuż wybrzeża), nic nie idzie wgląb wyspy, nie ma aut. I tak szliśmy ze 30 min, doszliśmy do jakiejść ładnej plaży i innego resrotu (tam nie ma nic poza resortami). I tam też od nas chcieli kasę, ale powiedzieliśmy, że usiądziemy z boku, nikomu nie będziemy wadzić i po sobie posprzątamy i żeby nie robili sobie jaj. Zgodzili się. I tak spędziliśmy cały dzień w wodzie. Wychodziliśmy tylko na chwilę, żeby zmienić miejsce i znów z maskami pod wodę. Coś tam pływało, ale jak może pływać dużo, skoro co chwila podpływają duże łódki, wyrzucają 5 na raz 50 osób…
Na Koh Chang wróciliśmy póżnym popołudniem. Gdzieś pojawił się pomysł na nurkowanie, ale finalnie stwierdziłem, że bez mojego buddy nie idę nurkować. Nurkowanie dla kobiet w ciąży. Nie zaleca się, nie nurkuje się. Podobno brak badań na ten temat, ale te 7-8 mc można wytrzymać bez :)
wracając trafiła nas bardzo głośna muzyka. Follow the music i trafiliśmy na plac w miasteczku,gdzie miejscowi zrobili melanz stulecia. Zjechały się tak stuningowane auta,żęto się w głowie nie mieści. Całe wypełnione głośnikami, wszystko drgało,urywało łeb. Taki lokalny spot. Podjeżdżali, otwierali auta, nastrajali muzykę na daną częstotliwość w radio, na któej nadawał DJ iz każdego auta leciała ta sama muzyka. Dodatkowo na paki pickupów wskakiwały przywiezione skądś dziewczyny i tańczyły. Mindfuck, byliśmy nieźle otumanieni, piwko i do domu.