Bus z Phnom Phen jedzie do Sieam Reap ok 7h. Jest tych busów od groma, my kupiliśmy sypalniany. Poszliśmy spać od razu. W środku nocy się obudziłem za potrzebą. Poszedłem grzecznie do kierowcy spytać się kiedy postój. Na to on zjechał na pobocze, otworzył drzwi i pokazuje, że mogę iść. Co prawda byłem w samych gaciach i koszulce, nawet bez butów, ale to nie pierwszyzna. Totalna ciemnica, środek niczego. Uderzyłem w krzaki na szybkiego sika, a tu za plecami słyszę odgłos…zamykanych drzwi i silnika. O KURWA, autobus odjeżdża. Ruszyłem za nim biegiem z krzykiem, ale nie ukrywajmy. Na kilku metrach mi odjechał. Tak więc zostałem w majtkach i koszulce, na bosaka pośrodku niczego w środku nocy, bez telefonu, pieniędzy i żadnego kurwa pomysłu co teraz mam zrobić :D A w dodatku w autobusie spała moja żona w 3 miesiącu ciąży. Nie wyglądało to wesoło :) Skracając historię, bo pewnie część z czytających już to słyszała, po godzinie byłem już ubrany w spodnie, miałem w kieszeni 20 dollarów, byłem w punkcie gastronomicznym i miałem nagrany autobus do Sieam Reap, ale godzinę za moim oryginalnym autobusem. Finał akcji był taki, że jakimś cudem zdzwoniłem się z Moniką, która już się obudziła, zrobiła awanturę w autobusie, bo "kurwa nie ma jej męża!". Kierowca został zmuszony, żeby zawrócić i mnie szukać. Po 2h przyjechał po mnie mój właściwy autobus. Przyznam, że po pierwszym szoku i określeniu mojej sytuacji jako wybitnie chujowej, nawet zacząłem się dobrze bawić. Jedyne co mnie mocno martwiło, to to że Monika w ciąży się obudzi, a tam mnie nie będzie. I to przerażenie. Skończyło się dobrze, a my będziemy co mieli opowiadać naszym wnukom :)