Geoblog.pl    gabor    Podróże    Laos, Kambodża 2018    Tonle Sap i Pola Śmierci
Zwiń mapę
2018
11
lut

Tonle Sap i Pola Śmierci

 
Kambodża
Kambodża, Kâmpóng Chhnăng
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10246 km
 
Tonle Sap od początku było na mojej liście w Kambodży. To największe jezioro w Azji pld-wsch, zasilane z Mekongu. Niesamowite jest to, że w porze deszczowej poziom wód podnosi się o nawet o 14m. Tonle Sap obfituje w ryby i jest bardzo żyznym terenem. A to dlatego, że w trakcie pory deszczowej gdy Mekong wzbiera odwraca się bieg wody i do jeziora wtłaczają się masy wód z Mekongu. Samo jezioro słynie też z pływających wiosek, gdzie ludzie mieszkają całe życie na zbitych tratwach od czasu do czasu przenosząc całą wioskę w inne miejsce. Podobno wioski potrafią przenieść się nawet do kilku kilometrów w trakcie roku. Najczęściej Tonle Sap zwiedza się od Sieam Reap i dlatego my zdecydowaliśmy się tam nie jechać :) Po pierwsze wioski koło Sieam Reap mają słabe opinie, ponieważ są maszyką do pieniędzy. Są tam stricte pod turystów (podobno, nie byłem), jest na wodzie kupa naciągaczy (kup worek ryżu za 50$ dla dzieci ze szkoły, a potem ten worek wędruje z powrotem do sklepu i czeka na kolejnego frajera). Miejscowi wyciągają kasę od turystów. Po drugie okolice Sieam Reap są mega drogie (całość to nawet ok 40-50$). Poza tym jest coś bardziej pociągającego w organizowaniu sobie atrakcji samemu, a nie korzystanie ze zorganizowanej wycieczki. Dlatego wybraliśmy Kampong Chhnang oddalony od Phnom Phen ok 3h drogi, szacowaliśmy że całość zajmie nam pół dnia.
Kierowcy trzeba powiedzieć, że jedzie się do Kampong Chhnang, bo normalnie autobus się tam nie zatrzymuje. Potem trzeba przejść kilka km do portu. My wybraliśmy boczną drogę i w ciągu 3 min przeniesiliśmy się do innego świata. Domy zbite z blachy i pali, czerwona ziemia, tony śmieci, brak prądy, brak kanalizacji, ale do tego uśmiechęci ludzie. Dziesiątki uśmiechniętych dzieci (z każdego domu wypadało ok 5 dzieci, żeby nam pomachać i zawołać Hello Mister. Nie chciały pieniędzy, nikt nas nie naganiał, ludzie po prostu byli, uśmiechali się. I tak się zastanawiam w takich miejscach, bo zwykło się na nie mówić, że bieda, że życie poniżej godności, że wstyd patrzeć. A ja na takie miejsca mówię „żyją skromnie, ale dumnie“. Są w stanie się uśmiechnąć, przywitać, spróbować porozmawiać (choć nie znamy swoich języków). Dla mnie część stara część Kuby wywarłą takie samo wrażenie – skromnie, ale godnie. I tak sobie myślę, że to my na siłę chcemy ich wsadzić w samochody, koszule, to my nakręcamy korbę, żę taka bieda, że ludzie nie powinni tak żyć. Tak, bo patrzymy z naszych wykończonych za setki tysięcy mieszkań zajadając stejka wg zaleceń dietetyka…
W każdym razie dotarliśmy do portu po ok 30 min. Tam jak to w porcie, trochę trzeba się natargować, poodganiać, popytać. Finalnie stanęło na łódce za 15$ za godzinę pływania. Więc po niecałe 4/osoba. Ruszyliśmy od razu, ok 20 min się płynęło do wioski, potem 20 min kręcenia się po samej wiosce i 20 min powrotu. Nie było tak, że wpływaliśmy ludziom do domu, po prostu płynęliśmy główną arterią. Niesamowite, że tak można żyć, na kilku metrach kwadratowych. Ale te barko-łódki odmalowane, z oknami, kwietnikami, nawet dywany niektóre miały. A najlepszym hitem były psy na tych łódkach. Ludzie niczym z filmu z K. Costnerem „Podwodny świat“, który pokazywał czas po apokalipsie, gdzie ludzie żyli w świecie bez stałęgo lądu. Woda pewnie taka, że widać na 30 cm do przodu. A nagle chłopaczek wskakuje do wody, daje nura i wypływa z siecią, po czym jednym podciągnięciem wyskakuje z wody. Podpływamy bliżej, a okazuje się, że ten chłopaczek z budowy ciała miał z twarzy ze 40 lat. Inny obrazek – dzieciaki pływające w wielkich miskach, bo rodzice nie pozwalają im brać łódek. Więc micha na wodę, hop do środka i wiosłują rękami.
Jeszcze jedna dygresja. Laos, Kambodża, Tajlandia kojarzy się z jedzieniem robaków i pająków. Fałsz. Kiedyś może to ludzie jedli, bo nie było niczego, ale teraz to co najwyżej można to dostać na Khao San w Bangkoku po kilka dollarów. Kiedyś postanowiłem, że będę tam jadł to co tam się je. Jeśli będę widział robaki dla miejscowych, to będę jadł robaki. Ale nie będę kupował jak jełop pająka dla turysty w najbardziej turystycznym miejscu w Tajlandii. I tym sposobem nie jadłem robaków/pająków ani w Tajlandii ani na Filipinach ani w Indonezji. Aż do portu w małej wiosce Kampong Chhnang. Patrzę a babina sprzedaje szarańczę smażoną, a miejscowi kupują to w woreczkach i zajadają jak chipsy. Więc od razu podbiłem do babiny i pytam, czy mogę spróbować. Uśmiechnęła się i mi dała 2 robaki. Nie że „3 dollars“, z uśmiechem mi dała. Smakuje jak chips podniesiony z gleby :)
No dobra, dojechaliśmy, popływaliśmy, ale przed nami ta część, której nie zorganizowaliśmy, ponieważ autobusy się tam nie zatrzymują, ergo nie można kupić biletu powrotnego. Chcieliśmy na stopa, ale okazało się, że można wytargować przejazd taxi taniej niż bus! Bus 6$/os, taxi 5$/os. Wiem wiem, jestem taki mądry, bo byliśmy w 4 osoby, idealnie do auta i koszty się dobrze rozkładały. 2h i jesteśmy w Phnom Phen.
Będę bardzo dobrze wspominał Tonle Sap oraz decyzję, żeby nie robić tego od turystycznej strony Sieam Reap. Sama wioska, na lądzie, potem pływająca wioska, która miałą w dupie nas białych, żyła swoim życiem. A do tego radość, żę jednak trochę zjechało się z tych utartych szlaków.

Po powrocie do Phnom Phen zabraliśmy się za drugą część dnia. Udało się nam wrócić zgodnie z planem, czyli koło 14. A mieliśmy zapłanowane jeszcze Killing Fields. Niestety to jest na uboczu miasta i kierowcy dobrze o tym wiedzą. Żądają dosyć dużo za podwózkę+oczekiwanie i powrót. Ja oczywiście stwierdziłem, że podjedziemy autobusem, ale niestety w Kambodży nie ma schematu tras, jechaliśmy na azymut, ale finalnie nas wywiozło za daleko. Udało się złapać tuk tuk za akceptowalną kasę i zawiózł nas na Pola Śmierci godzinę przed zamknięciem. W związku ze słabym czasem zdecydowaliśmy się nie brać audio przewodnika, już ich nie wydawali :P Pola Śmierci (ale fatalna, hollywoodzka nazwa!) to stary cmentarz buddyjski, który Czerowni Khmerzy przerobili na masowe groby. Ogromne doły, potem stawiali ludzi na brzegu (z zawiązanymi oczami) i uderzeniem w głowę zabijali tak, że tamci wpadali do dołów. Potem zasypywali jakąś chemią i palili. Na terenie wielości 2-3 boisk do piłki zabito i „pochowano“ dziesiątki tysięcy ludzi. Niesamowity jest tam poziom zobojętnienia. Może to złe słowo, ale nie wiem jak to inaczej nazwać. Bo na Polach Śmierci jest ten problem, że tam szczątek jest tak dużo, że nie ekshumowali wszystkich. Jedynie te na wierzchu. A co roku w porze deszczowej woda wymywa tam spod ziemi nowe kości. To wszystko jest pod kilkucentymetrową warstwą gleby, dziesiątki kości. I potem turyści znajdują kości i odkładają je to tu tot am. WIęc idziesz sobie, a tam gdzieś w kącie leży spodek na który ludzie odkładają zęby. A obok kupka z kośćmi… I nie to, że ktoś je zaraz chowa do jakiejś urny. One tak leżą. Ale to i tak jest całkiem dobrze, bo dopiero niedawno zbudowali tam drewniane kładki, żeby nie chodzić po gołej ziemi, bo to jednak nie wypada. Kambodżo, Twoje surowe podejście do ludobójstwa Czerwonych Khmerów jeszcze potęguje wrażenie pod jakim zostałem.
Wjazd na Pola Śmierci to 3$/os. Tuk tuk z godziną czekania to 12$. Nie ma opcji, żeby dam dojechać komunikacją miejską.
Po ruszyliśmy do hotelu po nasze rzeczy. Zdążyliśmy się jeszcze pokłócić z małolatem na recepcji. Myślałem, że dostanie w cymbał od Moniki i Sebka :D Poszło o klucz do pokoju, żeby wziąć prysznic. Musieliśmy wykupić pokój na godizny, żeby się wykąpać. OK, nie wyszło jakoś mega drogo, ale dał nam klucz do pokoju bez ciepłej wody. A piętro wyżej była ciepła i mówi, żę do ciepłej to trzeba dopłacić. Mi to jeden chuj, bo zanim kłótnia się zaczęła to ja zdążyłem wykąpać się w zimnej, ale Monika podpuściła Sebka, ten się wkurzył na typa, a potem to zaczęliśmy się już kłócić sami ze sobą :D Finalnie wszystkim udało się wykąpać i poszliśmy z plecakami na miasto, bo o 22 czekał nas nocny autobus do Sieam Reap. Na odchodne jakiś dziadek z hotelu stwierdził, że on by się nie odważył jechać nocnym w Kambodży i jakże prorocze okazały się jedgo słowa…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 18% świata (36 państw)
Zasoby: 294 wpisy294 21 komentarzy21 1382 zdjęcia1382 0 plików multimedialnych0