Geoblog.pl    gabor    Podróże    Laos, Kambodża 2018    poranne karmienie mnichów, Kuang Si, Luang Prabang na spokojnie
Zwiń mapę
2018
07
lut

poranne karmienie mnichów, Kuang Si, Luang Prabang na spokojnie

 
Laos
Laos, Kuang Si
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9195 km
 
Dziś miał być długi dzień. Zaczęliśmy od ceremonii karmienia mnichów. Mnisi buddyjscy nie mogą kupować jedzenia. Mogą żyć tylko z datków. Dlatego chodzą to tu to tam i dostają jedzenie. W kilku miejscach Laosu jest zwyczaj karmienia mnichów o wschodzie słońca. Ludzie ustawiają się wzdłuż ulicy z jedzeniem, a mnisi z pobliskiej świątyni robią przemarsz i zbierają jedzenie. CIekawy jest zwyczaj, że część z tej jałmużny wyjmują od siebie z koszyka i wrzucają do przygotowanych koszy na ulicy. Nie znalazłem wytłumaczenia, a mamy kilka wersji. Jedna z nich jest o tym, że mnisi wyrzucają to co im nie smakuje :D Inna o tym, że oni też składają jałmużnę dla biednych i to dla nich są te kosze. W każdym razie ceremonia przybrałą mocno komercyjny charakter, bo są stragany, biali mogą sobie kupić jedzenie i podzielić się z mnichem, ale już bez tej otoczki buddyjskiej. Na szczęście Laotańczycy starają się z tym walczyć (plakaty, regulaminy itp.) Jednak zawsze znajdzie się jakiś ciul co wyskoczy przed mnichów i trzaśnie z flesza po oczach…
Po porannym karmieniu przystąpiliśmy do ogarnięcia transportu na wodospady Kuang Si. Można to oblecieć wycieczką, ale ma to jeden minus – wszystkie ruszają o podobnej godzinie i na miejscu jest wtedy tłoczno. My chcieliśmy tam być sami. Trafiliśmy jakiegoś typka, potargowaliśmy się i stanęło na 40 000 LAK od osob. Miał nas zawieźć, poczekać 3:30 i przywieźć. Jedzie się tam ok 45min, sporo osób jechało tam na skuterach. Ważne, żeby ruszyć przed wycieczkami, nam się udało.

Wjazd to 20 000 LAK. Wodospady były niesamowite. To szereg kaskad i małych baseników, w których można się kąpać. Woda turkus (z powodu chyba wapnia, który tam się wypłukuje), przebieralnie. Akurat jak my byliśmy, to było chłodno, co miało też swoje plusy. Brak turystów i pustki w basenach. Na Kuang Si warto zatrzymać się przy zagrodzie dla niedźwiedzi (podobno tylko odratowane z cyrków i z prywatnych rąk) oraz pospacerować wzdłuż wodospadów. My weszliśmy też na górę największego z nich (warto, przyjemne wejście pod górę, a zupełny brak ludzi). Na górze wodospadu można zrobić sobie wycieczkę łódką do jakiejś jaskini ze źródłem rzeczki (odpuściliśmy). Całość wycieczki nad wodospady Kuang Si zeszła nam zgodnie z planem, ok 5:30. Na miejscu niecałe 4h i ok 1,5h na dojazdy. Na pewno warto, na mnie zrobiły duże wrażenie. Oprócz tych islandzkich, jedne z ładniejszych wodospadów ever!
Po powrocie do Luang Prabang postanowiliśmy zwiedzić miasto.
Rajd po mieście, czyli spacerowanie bez celu, kilka świątyń, jakiś pałac. Do tego sezonowy most przez jeden z dopływów Mekongu. To jest ciekawa sprawa. Budują tam 2 mosty piesze (bo tych drogowych to jest jeszcze mniej niż w Warszawie, myślę, że 2 w sumie. I nie na Mekongu, bo na Mekongu to mają pewnie z 5 mostów w sumie w całym Laosie :P No więc budują te mosty z bambusa co roku w tym samym miejscu. Co roku wygląda jakby miał się zaraz rozpaść i co roku w porze deszczowej woda go zabiera. Ten koło centrum Luang jest płatny (kilka PLN), ten dalszy jest bezpłatny. Świątynie? Szczerze, to wszędzie są takie same. Buuu, jaki ignorant! No dobra, są te antyczne sztosy (Angkor, Borobudur), są nowsze, ale te które pamięta się na długo (pałac królewski w BKK), a reszta zlewa się ze sobą. Te w Luang były ładne, odwiedziliśmy ze 3-4 i tyle można o nich napisać :)
Wzgórze Phou Si góruje nad miastem. Zachody słońca to must see wg przewodników. Spoko, ładnie wygląda zachód nad Mekongiem, ale…najpierw trzeba zapłacić za wejście na górkę! A potem zmierzyć się z masą ludzi na górze. To nie tak, żę jest sporo ludzi wokół. Jest w chuj ludzi na małej przestrzeni. Także fajnie widoki z góry, ale drugi raz wybrałbym zachód nad brzegiem Mekongu z zimnym Beer Lao (co zresztą słusznie zrobiła Magda z Sebkiem). No ale must see :) Z ciekawości poszliśmy z Moniką do Utopii, najbardziej polecanej, backpackerskiej miejscówki w Luang Prabang. Faktycznie miejsce warte wypicia piwa (widok, klimat, ludzie).
Na koniec dnia poszliśmy na bazar, żeby obkupić się w pamiątki. Najlepiej Magda negocjowała magnesy.
Ile ten magnes?
1 dollara
A jak kupię 15?

Say whaaaat?! W każdym razie kupiliśmy co trzeba, mieliśmy dalszy transport, pojedliśmy – dzień udany.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 18% świata (36 państw)
Zasoby: 294 wpisy294 21 komentarzy21 1382 zdjęcia1382 0 plików multimedialnych0