Zanim przejdę do samej pustyni, to kilka słów o organizacji.
Wadi Rum i nasza organizacja tego wydarzenia, to w ogóle dziwna historia. Ja miałem ogarnąć pustynię (nawet zacząłem), ale koleżanka Janka już miałą nagranego jakiegoś Araba, więc zdecydowaliśmy, że się podłączamy. 20 JOD za noc+3h jeepa, opcja 7 JOD kolacja. Sounds good. Ale w trakcie dnia poprzedniego (już w Petrze) okazało się, że się nie wyrobimy. No trudno, dobijemy do naszego Ahmeda i pojedziemy z nim rano na jeepach. No brzmi też rozsądnie, ale jak dojechaliśmy do Wadi Rum Village, to okazało się, że nasz plan jest dziurawy jak ser :) Bez pomysłu jak się skontaktować z naszym bamboleo, podbiliśmy do jakichś chłopaczków z sheeshą w nadziei, że nam pomogą odnaleźć nasz obóz. Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Ja: Hello my Friend, do you know Ahmed and his camp?
They: But Ahmed who? Here are many Ahmeds.
Ja: We don’t know, we just know his name.
They: OK, so maybe you know name of his camp?
Ja: Unfortunetaly no
They: Check it on in your reservation.
Ja: we don’t have reservation.
They: So check it on the internet.
Ja: But we have no connection, we know that our polish friends stay with him today.
They: So call them and ask for name of the camp.
Ja: But our friends don’t pick up the phone.
…chwila konsternacji…
They: So we don’t know how to help you.
Ja: OK, so maybe you have a camp?
They: Yes
Tak więc wybraliśmy się na pustynię bez rezerwacji, bez nazwy obozu, kontaktu do kogokolwiek i z imieniem właściciela, który ma najpopularniejsze imię wśród muzułmanów :D Powoli zbliżał się zachód, więc nie było czasu na pierdzenie, spróbowaliśmy coś potargować (bezskutecznie) i dogadaliśmy cenę. Paradoksalnie taką cenę jaka była ustalona z Ahmedem po targowaniu się przez Whatsapp i niższą niż wszystkie oferty, które zebrałem na maila przed wyjazdem. Czyli 20 JOD os/noc z kolacją i śniadaniem oraz 35 JOD za 3h jeepa/5 os. W sumie 27 JOD/os. Na bookingu można u niego klepnąć za 15 JOD bez kolacji. Obóz bardzo fajny, bo daleko od wioski (ok 8 km), z idealnym miejscem na zachód/wschód słońca tuż nad obozem (dosyć wysoka skałka). Tak więc zachód obejrzeliśmy sobie spokojnie, bez parcia, że kierowca na nas czeka, a reszte wieczoru przy ognisku i herbacie. Idealnie. No może oprócz tego, że wystawiliśmy koleżankę Janka i Ahmeda, który do nas wypisywał SMSy. Cały wieczór zastanawialiśmy się, czy w końcu zrobi wycieczkę po obozach w poszukiwaniu piątki Polaków i nas znajdzie :) Nie znalazł!
Wadi Rum to magiczne miejsce. Takie miejsca zachwycają dużo bardziej niż Petra czy Wadi Mujib. To miejsce pokroju Cliffs of Moher czy Fjordów. Stajesz tam i myślisz sobie "ależ ta matka natura jest piękna!". To piaszczysto-kamienista pustynia z czerwonym piachem i wielkimi skałami sterczącymi z ziemi. To tam kręcili Marsjanina z Matt Damond. Uwielbiam takie miejsca.
A sam obóz? Kilka namiotów, łazienka z wodą, namiot wspólny (ognisko, jedzenie). Bardzo przyjemnie, schludnie, czysto.
Poranek zaczęliśmy od spaceru na wschód słońca. Chyba wolę wschody niż zachody :) Potem śniadanie i ruszamy na przejażdżkę. zaplanowane 3h, tylko my w jeepie. Obwiózł nas po okolicy: jakieś formacje skalne, wąwóz, wielka wydma, źródełko; zawiózł nas też na stone bridge, ale po powrocie okazało się, że mają tam chyba dwa takie miejsca, bo byliśmy na jakimś mniejszym niż ten w necie :P Byliśmy bardzo zadowoleni. 3h15 min, nie pospieszał, nie poganiał, zatrzymywał się jak była taka potrzeba. Mogę śmiało polecić:
https://www.booking.com/hotel/jo/wadi-rum-bedouin-camp-with-a-tour.pl.html
Dodatkowo przez przypadek uniknęliśmy opłaty za wstęp do parku Wadi Rum. Mówiąc szczerze, to z pośpiechu na zachód słońca nieświadomie minęliśmy oficjalny punkt wstępu do Parku i pojechaliśmy prosto do wioski szukać Ahmeda :D Co prawda w wiosce trafiliśmy na jakichś cwaniaków, co nas nie chcieli wpuścić do wioski, bo niby nie można, nie mamy rezerwacji, musimy kupić od nich i w ogóle, ale wysiadłem i minąłem ich z buta, a reszta została w aucie. Jak się potem okazało, to przytomnie powiedzieli tym gościom, że mamy rezerwację u...Ahmeda i ich również przepuścili. Ale miałem pisać o wstępie do Parku. Teoretycznie i oficjalnie odbywa się to chyba tak, że podjedżasz pod Visitors Center, tam zostawiasz auto, płącisz 5 JOD, a Twój Beduin odbiera Cię stamtąd. Czyli wycieczki ruszają z Visitors Center (chyba). Ale jak się nie ogarnie wycieczki, opłaty i niczego, to się robi od dupy strony, tak jak my :)
Po Wadi Rum, ok 12 wsiedliśmy w nasz wehikuł czasu i ruszyliśmy na południe, do Aqaba. Koniec wyjadu się zbliża... Najpierw załatwiliśmy kilka spraw w Aqaba, potem odwieźliśmy Janka i Anastazję na granicę. Jakie było nasze zdziwienie jak żołnierz na pkt kontrolnym przepuścił nas do granicy (przypominam, tam gdzie króluje mafia taksówkarska)! Tak więc zaoszczędzone kilka dirhamów.
My z Moniką i Mariuszem mieliśmy jeszcze jedną noc w Aqaba i nurkowanie przed sobą, więc uśmiechnięci ruszyliśmy na poszukiwania noclegu...