Jak wiemy po Irlandii, Ryanair jest trochę…w dupie. Odwołuje, przekłada. Przez Irlandię udało się nam prześlizgnąć, ale Izrael już nam przełożyli. I to nie mało, bo zamiast wylecieć o 6 rano, wylecieliśmy o 15, co skutkowało tym, że byliśmy bez szans z przekroczeniem granicy izraelsko-jordańskiej. Zamykają o 20, a my lądowaliśmy o 20:15. Lądowanie oczywiście w Ovda, czyli 60 km od Eiljat. Lotnisko jest skomunikowane publicznym autobusem 282 za 21,5 NIS (czyli 21,5 zł) spiętym z lotami oraz jakimiś busikami arabskimi za 8$. Bilety można kupić w autobusie, godzina jazdy. Ale zanim do niego wsiedliśmy, to musieliśmy przebić się przez lotnisko. W necie jest pełno opowieści o kontrolach, wypytywankach, przesłuchaniach, pieczątkach, Mosadzie, spisku żydowskim i Świętym Mikołaju. Częściowo prawda:
- faktycznie wyciągają randomowych ludzi i ich wypytują o pobyt i życie
- faktycznie przeglądają pieczątki i robią wywiad w stylu „czemu jeździsz do muzułmanów?“, ale nie wydaje mi się, żeby obecnie mogli kogoś nie wpuścić do kraju, Chyba, że zwiedziłbyś cały Bliski Wschód wzdłuż i wszerz… My bez problemu mimo kilku arabskich pieczątek.
- nie pytajcie na wstępnie „czy możecie mi nie wstawiać stempla do pasportu?“. Izrael odszedł od stemplowania paszportów, dają luzem karteczki wjazdowe i wyjazdowe. Każdemu bez pytania. Za to na prośbę o nie wstawianie stempla do paszportu reagują serią pytań „czemu? W czym to przeszkadza? Co chcesz odwiedzić? Czemu tak lubisz arabów?“.
W Eiljat mielismy klepnięty nocleg, ponieważ tam jest jeden tani hostel (61 zł/osoba), a potem długo długo nic i ceny rzędu 100-120zł/osoba. Corinne hostel to dziura, ale tania i w centrum.
Trochę wątku personalnego :). Polecieliśmy z Mariuszem, Janek z Anastazją polecieli z Gdańska z rana. Plan był taki, że atakują Jordanię od razu, my do nich dojeżdżamy w poniedziałek rano. Jakie tylo nasze zdziwienie, jak okazało się, że nie udało się im przekroczyć granicy przez cały boży dzień! Wysiadając z autobusu pod granicą kierowca postanowił…odjechać zanim wyjmą bagaże z luku :) złapali go 150 km dalej, zmarnowali 4h. No i się nie udało. Ale nie ma tego złego – spotkaliśmy się w Izraelu.
Plan na następny dzień – atakujemy granicę od 7 rano, a do granicy 5-6 km.