Wyspaliśmy się jak bobry! To wszystko przez klimat :P Bo standardowo wstajemy ok 6, ale jak otworzyłem oczy, to okazało się, że jest noc. A weź wyjdź z ciepłego śpiwora, jak wiesz, żę do wschodu zostało 1,5h, a namiot jest mokry jak szmata i i tak trzeba czekać na słońce
W ogóle na ten dzień nie mieliśmy koncepcji. Krążyło wokół nas nurkowanie w Atlantyku oraz park Killarney.
Rozpoczęliśmy od ogarnięcia miejscówki na nurki. Padło na płw Dingle i Waterworld, najstarszą szkołę w Irlandii (na cyplu nad Castlegregory). Babka wszystko nam wytłumaczyła, ale nurkowanie jest o 10, a było już później. Czyli next day. Ustaliliśmy, że fajnie by było spać już tutaj, żeby z rana ruszyć na nurki z marszu. Pozwolili nam rozbić namiot za domem w ogrodzie. Nurkowanie 35E za wynajęcie sprzętu i 30e za 1 nurka. Skoro wszystko ogarnęliśmy, to śmigamy do Killarney!
Postanowiliśmy pojechać na spacer do Gap of Dunloe. Dolinka między górami, kończy się na przełęczy. Bardzo malowniczo. Wymyśliliśmy sobie, żę pójdziemy grzbietem przez dwa szczyty. Szlak fatalnie oznakowany, tzn w ogóle bez oznaczeń Wdrapaliśmy się na pierwszy „szczyt“ (łałałiła, 440 m, sztos!). A tam wieje, pada, chmury nisko, brak szlaku, brak ścieżki. Znamy tylko kierunek. Ale nic, miękkie fajki nie jesteśmy, idziemy dalej. 30 min skakania po kępach, bo wszędzie stała woda. W linii prostej pokonaliśmy 500m, mieliśmy mokre buty, a szlaku dalej nie widać. Nie było sensu…
Wróciliśmy więc na dno dolinki i ruszyliśmy asfaltem. Podobno to najpopularniejsza trasa Parku, oporowo zatłoczona. My mijaliśmy pewnie z 5 osób przez 2h spaceru. Po 7 km dotarliśmy na przełęcz. Po wczorajszym sukcesie autostopowym stwierdziliśmy, że spróbujemy złapać stopa z powrotem na parking. Zamachaliśmy i zatrzymał się pierwszy samochód. Brytyjska rodzinka nas zabrała i w 10 min byliśmy koło naszego Batmobilu.
Ciekawostka odnośnie tej drogi. Auta mają tam zakaz wjazdu. Podobno mogą wjeżdżać po 17. Droga jest dla pieszych, koni i rowerów. Ale po sezonie tot am ludzi jak na lekarstwo.
Na noc zjechaliśmy z powrotem do Dingle. Bardzo duży komfort dało to, że mieliśmy dobrą miejscówkę na nocleg, więc dzień wykorzystaliśmy do końca i namiot rozbijaliśmy grupo po zmroku. Pijąc piwko Monika odkryła, że w naszym Guinessie coś pływa/lata. Okazało się, że to jakiś patent, żę wsadzają tam kulkę, żeby ograniczyć wydobywanie się piany. Widget to się nazywa.