Geoblog.pl    gabor    Podróże    Islandia z namiotem 2017    czarne plaże, wodospady i gejzery...
Zwiń mapę
2017
25
lip

czarne plaże, wodospady i gejzery...

 
Islandia
Islandia, Vík
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4174 km
 
Największa zaleta tego noclegu to stolik, więc zjedliśmy jak króle. Z ciekawości zjechaliśmy z Jedynki do Pakgil. Piękne tereny do rozbicia się, bardzo załowałem. Klimaty szkockie.
Kolejne zagłębie atrakcji to okolice Vik. Oczywiście w samym miasteczku nie doświadczyliśmy dużego sklepu, ale za to była czarna plaża Reynisfjara. Bazaltowe kolumny gdzie pół Azji robi sobie zdjęcia. Ostańce na plaży (podobno 3 trolle wyciągały na brzeg łódź, gdy zastał ich wschód i zamieniły się w kamień), klify, a wysko nad głowami latają maskonury. I ciekawostka – podobno na tej plaży ginie co jakiś czas turysta, bo zgarnia ich wsteczna fala. Co tam jescze było… Zaraz obok góruje klif Dyrholaey. Też warto się tam wtarabanić, szczególnie, że można tam wjechać autem. 10 km dalej na plaży leży wrak samolotu Dakota. Parking przy drodze, a potem spacer 4km w jedną stronę. Jest to niezły bezsens. Idzie się prostą drogą przez kamienne pustkowie, wzdłuż czegoś, co kiedyś było ewidentnie drogą pod samą Dakotę. Nawet w starszych relacjach można przeczytać, że dało się podjechać pod sam wrak. Teraz nie wiedzieć czemu zagrodzili drogę i idzie się po niej z buta :) Sam wrak jest fajny o tyle, że jest dość ładnie zachowany i przede wszystkim leży w super scenerii – okiem sięgnąć nic poza pustkowiem i czarnym żwirem. Sam wrak jest z lat siedemdziesiątych, podobno rozsławił go Bear Grylls w odcinku o Islandii. Ciekawe czy schodząc z lodowca do wraku Dakoty przekraczał drogę krajową numer 1 :D
Po Dakocie przyszedł czas na moczenie w ciepłych źródłach. Tym razem opuszczony basen w górach. Abstrakcja. Normalnie w górach stoi opuszczony odkryty basen. Jest dosyć znany, więc ludzi trochę tam było. Wśród nich nasz polarnik Marek Kamiński, którego rozpoznał Krzysztof. Sam basen oprócz ciepłej wody i malowniczego położenia ma jeden spory minus – woda jest totalnym syfem. Zielona, widać na 10cm, ale skoro kąpie się tyle ludzi, to i my się wykąpaliśmy :)
Po basenie ściśnieniowani ruszyliśmy do jakiegoś sklepu. Tak nas przypiliło, że ominęliśmy wodospad Seljalandsfoss. To przez te posrane nazwy. Jakby się to normalnie nazywało, to może by to jakoś dało się spamiętać, a tak mijamy wodospad. No nic, wodospad. A potem się okazuje, że to ten, gdzie można wejść za strumień wody :D Dlatego po zakupach wróciliśmy 30 km. No i warto było. Wrażenia bardzo fajne, szczególnie z tęczą i słońcem. 500 m obok jest inny wodospad na G. Dużo mniej popularny, ale nie gorszy. Wchodzi się przez szczelinę w skale po strumyku, a w środku jest coś na kształt studni ze skał z ukrytym wodospadem.

W ogóle taka mała dygresja nt wodospadów. Widzieliśmy ich na Islandii wiele. Ale każdy był inny. Malowniczy, ogromny, w kanionie, pośród traw, z przejściem za lustrem wody, w skale… Nie nudziły się w ogóle :)
Jak jesteśmy przy dygresjach, to coś o żarciu. Ceny są bardzo różne. Generalnie jest drogo, chleb tani to 12 zł, Skyr, ich chluba – 12 zł za duży jogurt. Alko cen nie znamy, bo to co jest w sklepach to sikacze 2%. Wszystko ponad sprzedawane jest w specjalnych sklepach Vinbudin. Za to jest sporo produktów w rozsądnych cenach. Np banany za 7 zł/kg czy cola za 8 złotych/2l. Generalnie nie trzeba jechać obładowanym w żarcie, jeśli będziecie przebywali w miastach w normalnych godzinach, czyli jest szansa na Bonus lub Kronan. Ale nam się praktycznie nie udało, nie było czasu. Dlatego dobrze, że szamę nawieźliśmy z Polski...

Po wodospadach w końcu, po 6 dniach zaatakowaliśmy Golden Circle. Choć ja to nie wiem co się do niego zalicza, bo chyba już w nim byliśmy. Tak czy inaczej czas na Geysir. W końcu to kraina gejzerów! Dupa tam, a nie gejzerów, Gejzer jest jeden, a dokładnie mówiąc Geysir (od niego wzięła się nazwa zjawiska), ale on wybucha raz na 20 lat (nie udało nam się utrafić). A wybuchający jest jeden gejzer – Maselnica. I on wybucha co kilka minut. Widok jest faktycznie fajny. Wrze, bulgocze, przelewa się, a w końcu powstaje duży bąbel, który wybucha na kilkanaście metrów w górę. Wychodziliśmy z gejzerów prawie jako ostatni. Nic dziwnego, bo było po 22 :D Szukając noclegu postawiliśmy na okoliczną drogę F. F jak to F – droga słaba, wielkie dziury, wielkie kamienie, średnia 30 km/h, ale dość pokaźne krzaki, nie było jak się rozbić, a jak już znaleźliśmy polankę, to okazało się…że nie mamy wody na noc i trzeba zacząć od znalezienia rzeki. No to znaleźliśmy, a jak już znaleźliśmy to musieliśmy przez nią przejechać i to dwa razy :) Ja już miałem dosyć, Monika też, więc noclegu szukał Wilhelm z Lendzionem. Daliśmy sobie deadline do 24, potem camping. Chłopaki znaleźli miejscówkę o 23:45 :P Nocleg 2 kilometry od Gullfoss, a że to ostatnia noc, to trzeba było dopić resztę alkoholu. Ciężko, ale jakoś poszło…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 18% świata (36 państw)
Zasoby: 294 wpisy294 21 komentarzy21 1382 zdjęcia1382 0 plików multimedialnych0