Samo Varadero to wg przewodnika największy kurort na Karaibach. Część półwyspu jest małym miasteczkiem, część jest samymi hotelami. My wylądowaliśmy w tej lokalnej, a potem przeszliśmy się w hotelową.
Plaża fajna, woda krystaliczna, flauta, ale generalnie to wciąż tylko plaża, w dodatku bez skał, więc nie ma jak poskakać, nie ma jak ponurkować Pozostaje piwo/rum, woda i słońce :)
Spacerek na część hotelową, gdzie Danka z Kasią załapały się na all inclusive. A na pewno to było beer inclusive, bo podeszły do baru, poprosiły 2 piwa i nie zapłaciły :)
Powrót do Matanzas znów camiones. Mieliśmy zamiar złapać pociąg ze stacji Hershey do Havany. jedzie sryliard godzin, jest tani i wygląda tak samo jak 100 lat temu. Pisali w necie, że niby godziny są podane, ale odjeżdża jak chce (2 razy dziennie), więc lepiej być długo przed odjazdem. No nam się nie udało. Przyszliśmy 15 min przed planowanym odjazdem i okazało się, że jest 30 min po odjeździe. Kolejny jutro rano :) Super, mając na uwadze, że właśnie przeszedłem z pękniętą kością piszczelową ze 3 km z wielkim plecakiem na plecach... No nic, zrobiło się ciemno (strasznie szybko zapadał zmrok), a my w Matanzas, bez perspektyw na dojazd do Havany :) W dodatku mało kto zna angielski, a nas hiszpański pozwalał nam na zlepek słów "Havana, autobus, przystanek" :D Rozsiedliśmy się w miejscu, gdzie podobno zatrzymują się autobusy do Havany. Jakiś kubański dziadzia chciał nam wcisnąć taksówkę za 60 CUC. Zaczynalismy wątpić w autobus, ale Wilhelm wytrwale wybiegał przed każdy nadjeżdżający autobus, a my w tym czasie uznaliśmy, ze to właściwy moment na otwarcie whisky. W końcu zatrzymał się jakiś autobus, ale nie umieliśmy dogadać się z kierowcą. Niby jechał do Havany, ale coś mu nie pasowało i nas nie wziął. Podobno na Kubie jest transport lokalny i turystyczny i niektórzy dbają o to, żeby turyści jeździli z turystami i płacili za to 10 razy więcej... Zagadaliśmy na przystanku do jakiegoś lokalsa, który o dziwo mówił po angielsku i to ładnie! Okazało się, że też jedzie do Havany, więc byliśy już spokojni, bo mieliśmy się go trzymać. Okazało się też, że jest studentem medycyny i pochodzi z wysp Salomona. To trzeba mieć fantazję! Urodzić się koło Australii i pojechać na Kubę studiować medycynę!
Weszliśmy do autobusu, gdzie mieliśmy zapłacić po 1 CUC (10 razy taniej niż taryfa, 6 razy taniej niż Viazul). Ale nasz medyk powiedział, że kierowca przy wchodzeniu pytał się go, czy ta biała grupa jest z nim. Powiedział, że tak, że jest naszym przewodnikiem :) wysadzili nas na jakichś rogatkach, Medyk oznajmił, że teraz wsiadamy do komunikacji miejskiej, że on płaci za bilety. Wylądowaliśmy pod Kapitolem w Havanie, a Medyk dalej nas prowadzi po tej Havanie. Kolejny autobus, potem spacer do casa particulares (bookowana przez net, 35 CUC/5 os). Podziękowaliśmy, chcieliśmy go zaprosić na kawę, ale nie chciał.
W casa (dzielnica Vedado) mieszkała polska grupka, więc wymieniliśmy się spostrzeżeniami i dostaliśy info, gdzie mozna tanio zjeść. Trafiła się nam fasola z ryżem i kawałek mięsa za ok 10 zł. To był długi dzień...