Drugi cel, gdzie potrzebowaliśmy dobrej pogody, to Fairy Ponds. Zespół kaskad i wodospadów na kilku małych rzekach. Tworzą baseny z krystaliczną wodą. Szkoda, że nie było 20 stopni i słońca, bo można by się wykąpać. A tak przy wietrze, deszczu, to nie za bardzo chciało się zdejmować polar i kurtkę:P Spacer w zalezności od chęci. Można dojść do pierwszych basenów pod 20 min i wrócić, można iść godzinę w góre rzeki i podziwiać kolejne wodospady. Bardzo fajne miejsce, dodatkowo można się tam spokojnie rozbić (ale wieje mocno). Widzieliśmy taka rodzinkę, co rozbiła się koło rzeki, miejsce malownicze. Ale jak mijaliśmy ich wieczorem, to siedzieli w aucie na drodze, a wiatr demolował im namiot...
Kolejnego dnia miał do nas dojechać Kuba, nasz fotograf. Dlatego przed włożeniem garniture I sukni wypadało wziąć prysznic:D W Glenbrittle jest pole namiotowe nad samym oceanem. 9 funtów. Podziękowaliśmy. Najgorzej, że nie można było wziąć samego prysznica, nawet za opłatą. Nie spaliśmy na polach po 1 z oszczędności, bo po co płacić za coś, co za płotem można mieć za darmo. Ale nie spaliśmy też z powodu samych miejsc. Po co rozbijać się na wykoszonym polu z innymi autami I namiotami, jak można się rozbić samotnie w jakiejś zatoczce... Wracając do prysznica:D Pani doradziła nam, żeby spróbować w schronisku młodzieżowym też w Glenbrittle. Udało się, co łaska (2 funty/os). Niestety już wtedy lało od 5 godzin I jak się potem okazało, miało lać przez kolejne 5 godzin. Rzeki wezbrały momentalnie, deszcz padał poziomo (wiatr), więc nie za bardzo chciało nam się opuszczać schronisko, skoro czekało nas jeszcze rozbijanie namiotu...
Powyżej Fairy Ponds jest leśny parking. To było tego dnia chyba jedyne miejsce na wyspie, gdzie nie wiało! Dlatego tam się rozbiliśmy. W myśl zasady "na biwaku musi być woda" lało I lało I lało:) Dodatkowo z naszego namioru skorzystało też około 10 000 muszek. Co to była za apokalipsa! Wyjście na siku wieczorne skutkowało tym, że potem przez 15 minut wybijaliśmy muszki w sypialni... A z dobrych rzeczy, to namiot rozbiliśmy na lekki wzniesieniu, więc nas nie zalało, bo woda tego dnia stała wszedzie.