Tak naprawdę, to Talisker mieliśmy zamienione z Fairy Ponds, ale nie chciałem już tak bazgrać po tej mapie na geoblogu, bo w tej kolejności wygląda to rozsądniej:)
Zanim o Talisker. Wiedzieliśmy, że ranek ma być w miarę, a od południa opady. Więc z rana rozrywki na powietrzu, a potem pod dachem. Dlatego zaczęliśmy od spaceru po Portree (największe miasteczko na Skye, czyli 2-3 ulice!) Spacer na drugą stronę zatoki, żeby spojrzeć na to wszystko z dystansem;) Przy okazji kupiliśmy kolejny magnes do kolekcji. Z Portree można jechać drogą czerwoną na południe, albo jakąś lokalną (B885). Naczytałem się o tej B885, że jest ładna i w ogóle, więc wybór padł na nią. Faktycznie urywa dupę z wrażenia.
W Talisker chcieliśmy odwiedzić destylarnię whiskey i zjeść w Oester Shed (buda ze świeżymi owocami morza, dobre opinie na Tripadvisor). Okazało się, że z racji pogody obydwa miejsca były oblegane i na farcie załapaliśmy się z Moniką na 2 ostatnie miejsca tego dnia na zwiedzanie destylarni (8 funtów z kielonem na koniec). Fajna wycieczka, trochę rozjaśnia w głowie, ale my jakimiś freakami na punkcie whiskey nie jesteśmy. Z ciekawostek, to żeby szkocka mogła być szkocką, to musi mieć min 40% i przebywać w Szkocji min 3 lata (leżakowanie).
Tak jak destylarnia była raczej moją rozrywką, tak Moniki z pewnością były owoce morza. Homar, małże, ostrygi, łosoś i śledź. Monika była zachwycona, szczególnie homarem. Zapłaciliśmy po 8 funtów.