Geoblog.pl    gabor    Podróże    Indonezja, Malezja, Singapur 2016 (Hati Hati!)    Singapur - miasto w państwie /shake it! i zatrzęsła się ziemia
Zwiń mapę
2016
02
mar

Singapur - miasto w państwie /shake it! i zatrzęsła się ziemia

 
Singapur
Singapur, Singapore
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10037 km
 
To będzie długi wpis, bo działo się sporo:)
Singapur. Ale za nim o nim, to o jednej z najdziwniejszych granic, jakie przekraczaliśmy. W Johor okazało się, że brak biletów na pociąg z Johor do Singapuru. Ruszyliśmy więc dalej za tłumem i dotarliśmy do jakichś autobusów. Wybraliśmy 170, wg przewodnika jechał do centrum i warto zachować bilet(!). Najpierw przejazd przez most między Malezją a Singapurem, potem nas wysadził na kontrolę paszportową. Po kontroli musisz znaleźć swój autobus, pokazać bilet i znów w niego wsiąść. Wysadził nas na przedmieściach Singapuru (Woodlands), bo podobno kończył tam bieg. Niby spoko, bo byliśmy na stacji metra, ale do chuja pana, znów bez lokalnej waluty! O, jest kantor, otwierają za 20 min. Czekamy, czekamy, w końcu radośnie Sotomski wbija do środka. A tam mu oświadczają, że Euro wymieniają dopiero od 10 rano, czyli za 2h. Coś mnie tknęło i podbiłem do jakiegoś kierowcy 170, pokazałem mu bilet i spytałem, czy może nie jedzie do centrum. Udało się:) Okazało się, że 170 kończy bieg, ale też zaczyna w kierunku centrum. Co prawda jechaliśmy ponad godzinę, zamiast 20 min metrem, ale za to wciąż na tym samym bilecie.
Druga przygoda na granicy to vodka. Zawsze kupujemy coś na wycieczkę, żeby zapijać streetfood. Więc miałem w plecaku 1l i 200ml dla Rendiego. A dozwolone jest tylko 1l. Ja sobie o tym przypomniałem jak Monika była już za kontrolą, więc nie miałem dużego pola manerwu. Zgłosiłem jedną połówkę, ale wyłapali na skanerze drugą. No i zaczęła się bonanza. Monika się cofnęła i zaczęliśmy tłumaczyć, że to jej, ale ja tylko noszę, strażnicy już coś zaczęli wypisywać, pouczać nas o naszych prawach itp., ale udało się dogadać, że przecież zgłosiłem jedną butelkę, a o drugiej zapomniałem. Dobrze, że nie znaleźli tej małpki. Bo nie wyglądało na to, że mógłbym wylać i po sprawie. Wylać to można przed kontrolą, a nie po przyłapaniu:D
W końcu trafiliśmy do hostelu w Little India Najtaniej, co mi wskazał Internet (Footprints), ale i tak 37 zł za łóżko w Sali 8-osobowej, czysto, polecam. Ważne, że jest gdzie spać, gdzie zostawić bagaż. Soto z Jagodą też zostawili, mimo tego, ze przed nimi noc na lotnisku Chiangi.
Little India z dużo większą klasą niż w Kuala. W ogóle całe miasto jest z klasą i z głową. Nie przytłacza, jest sporo zieleni. Poszliśmy na całodniowy spacer. Little India, Orchad Road (co prawda tylko kawałek, bo pomyliśmy drogę), dzielnica kolonialna, Marina i…zaczęło się! Wchodzimy do metra, a Soto nie ma nerki z paszportami. Generalnie wiedzieliśmy gdzie zginęła, że to było godzinę temu, ale nie było jej nigdzie. Czułem, że się znajdzie, bo Singapur to najlepsze miejsce na gubienie rzeczy. Poza tym co komu po polskich paszportach. Problemem był czas. W końcu za 10h mieli wylot na Bali… 3h lataliśmy po marinie, w końcu ochroniarz sprawdził monitoring. Po nitce do kłębka (ochrona, monitoring, hotel, posterunek policji, barman w Starbucks) i paszporty się znalazły. Sotomski jeszcze bardziej osiwiał, Jagoda już kupowała płyn do naczyń, żeby do końca życia robić na zmywaku w Singapurze.
Ale to nie koniec atrakcji! Wieczorem poszliśmy do Garden by the Bay. Kosmiczne instalacje imitujące wielkie, oświetlone drzewa. Trafiliśmy na pokaz w stylu „światło i muzyka”. Hipnotyzujące. Do tego nocna panorama centrum Singapuru…
Ale to nie koniec atrakcji! Rozdzieliśmy się. Soto z Jagodą ruszyli na lotnisko (metro jeździ w tym kierunku do ok. 23), a my zabraliśmy się za dogrywanie przejazdu na Sumatrę. Bilet lotniczy SIN-Banda Aceh był drogi i wiązał się z nocą na lotnisku w Kuala. Wybraliśmy prom Singapur – Batam i potem lot Batam-Banda Aceh. Promów jest pełno od 7 rano. Koszt 75 zł/os. Lot był o 11, więc musieliśmy ruszyć pierwszymi promami. Zabieramy się za kupowanie biletów na prom z hostelu, a tam SMS od ojca „Gdzie jesteście? Na Sumatrze trzęsienie ziemi i tsunami”. Nogi się nam ugięły, szczególnie, że za 12 godzin mieliśmy być w miejscowości zrównanej z ziemią w trakcie tsunami 2004r. Za chwilę drugi SMS, sprawdzam doniesienia, a tam faktycznie ostrzeżenie o tsunami. Stwierdziliśmy, że kupujemy bilety zgodnie z planem i pomyślimy. Z każdą minutą było więcej wątpliwości. A co jak będą wstrząsy wtórne? A co jak to wstęp do mocniejszych trzęsień? A co jak na Sumatrze będą ofiary? Jak przyjdzie tsunami? Nie będziemy zwiedzać wyspy wstającej ze zniszczeń. Nerwowo zaczęliśmy szukać alternatywnych biletów do Kambodży, ale ustaliliśmy z Moniką, że wstaniemy godzinę wcześniej, poczytamy doniesienia. Jeśli tsunami uderzyło i są ofiary, zmieniamy plany. Jeśli nie, jedziemy z tematem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 18% świata (36 państw)
Zasoby: 294 wpisy294 21 komentarzy21 1382 zdjęcia1382 0 plików multimedialnych0