Piękna sprawa - wstać z rana, otworzyć okno, a tam słońce przebija się przez palmy, liany I bananowce:)
Ten dzień miał być dniem na tak zwane (I lubiane) opierdalanie. A jak wyszło? Wyszło jak zwykle, ale po kolei. Postanowiliśmy, że weźmiemy rowery I zjeździmy wyspę, porobimy zdjęcia I będziemy leżeć na plaży. Wyspę zjeździliśmy, zdjęcia porobiliśmy, a na plaży poleżeliśmy...1,5h. Za gorąco! Poza tym spaliliśmy się dzień wcześniej. Nawet wychodząc na słońce o 14, smarując się filtrem I spędzając popołudnie na łódce I na nurkowaniu można się spalić.
Dobra rada, której mi nigdy nikt nie dał - nurkuj z fajką tylko w koszulce.
Cały dzień na błogim lenistwie, rowerach, jedzeniu...
O 17 Asia stwierdziła, że pójdzie na plażę. Wróciła po kwadransie, bo było za gorąco. Godzinę przed zachodem słońca! Więc wróciliśmy na plażę na zachód, kupując naleśniki z czekoladą I bananami, zapijając shake z arbuza I zimnym Chiangiem.
Dzień spędziliśmy bardzo miło, zjeździliśmy wyspę na wszystkie strony (rower 50 THB). Stwierdziliśmy wspólnie, że wyspa zwiedzona, na plaży nie mamy siły siedzieć (za gorąco), poza tym jesteśmy spaleni, więc nie będzie co robić następnego dnia. Męska decyzja - zmieniamy wyspę:D Jadziem na polecaną Koh Lantę:) Kupiliśmy bilety na prom na Koh Lantę za 550 THB.