Z rana ruszyliśmy na autobus o 8:10. Problem był taki, że pan na dworcu nic nie wiedział o tym połączeniu, nie było go rónież na tablicach informacyjnych... W imędzyczasie dobiła ekipa z Lund I wspólnymi siłami znaleźliśmy autobus. Trasa Alesund-Geiranger, w sumie było nas 8 osób, więc załapaliśmy się na bilet grupowy. 173 NOK w 1 stronę/os. Podróż z 2krotną zmianą autobusu+prom zajęła 3h. Dodatkowo nasz zatrzymał się w Ørnesvingen, punkcie widokowym na Geirangerfiord.
W Geiranger przy okazji Monika zszyła mi ucho od plecaka. Od tej pory będziemy zawsze wozić igłę i nitkę. Nic nie waży, a może pomóc; dzięki Grzesiek!
W mieście plan był, żeby podejść do wodospadu, gdzie można wejść za taflę wody - Storseterfossen. Myśleliśmy też o wejściu na punkt widokowy Loste, ale było za mało czasu. Po drodze zahacza się o Westeras Farm. To jedna ze słynnych farm ulokowanych na surowych skałach. Akurat ta jest najłatwiej dostępna. Wg przewodnika ostatnia z farm została opuszczona po II wojnie światowej. Podejście do farmy to 45 min, tam zostawiliśmy plecaki i wyżej do wodospadu (kolejne 45 min). Na górze widoki niesamowite. Wodospad, strumyk. Nie mogliśmy przepuścić tak sprzyjających okoliczności przyrody I ... zaręczyliśmy się:)
Zeszliśmy do miasta I poszliśmy 2,5km wzdłuż fiordu na camping.
100 NOK/os z prysznicem. Widoki zajebiste! Winko zaręczynowe, ser pleśniowy i spać, bo następnego dnia ruszamy na kajaki:)