Postanowiliśmy, że Maroko zaczniemy od Atlantyku i Essaouiry (najbardziej wietrzne miasto Maroko). Marokańczycy mają zdecydowanie problem z oceną odległości. To co dla nich jest spacerem na 10 min, w rzeczywistości okazuje się 10 kilometrami. W ten sposób poszliśmy z buta na dworzec autobusowy. Koleś zapewniał, że to 15 minut, a szybkim tempem szliśmy 45-60 min:P ale dzięki temu mieliśmy okazję zobaczyć Marrakech za dnia, trochę się z nim oswoić.
* Ruch drogowy jest koszmarem! Hordy motorowerów, rowerów, samochodów, dziwnych pojazdów; pieszy nie istnieje. Przejście przez ulicę, nawet po pasach jest jak skok na bungee;) Dodatkowo wszyscy ciągle trąbią, jeżdżą na gazety, ogólnie jeden wielki bałagan!
Wracając do naszej wyprawy nad Atlantyk. Zamiast wyjść o 7 rano, to zebraliśmy się ok 9-10, na dworcu okazało się, że najbliższy kurs z wolnymi miejscami jest o 17:30, więc odpadłby nam praktycznie cały dzień w Essaouirze. Skierowaliśmy się więc w stronę postoju grand taxi (stare mercedesy, gdzie zamiast 5 osób, pakuje się 7 osób). Koleś wyszedł kosmicznie, ale zeszliśmy do 550 dh za kurs (110/osoba). bilety kosztowały 80+bagaż, więc podobny koszt. Taksówkarz niewiele rozumiał po angielsku, więc rozmowa przebiegała GŁOŚNO I WYRAŹNIE:D
* Kolejna rada praktycza. W Marrakechu (podobnie jak w innych miastach) są na ogół 3 dworce autobusowe. CTM, Supratours (państwowe) oraz dworzec dla prywatnych przewoźników. Najtańszy jest ten zbiorczy, prywatny.