salam aleikum

10 zł= ok 25dh; 10 dh=ok 4 zł

Po przylocie do Maroko należy wypełnić jakiś świstek meldunkowy (dane+cel podróży+adres naszej destynacji, my wpisaliśmy 1 adres z brzegu z przewodnika). Kolejka do okienka na godzinę stania, nam się udało wkręcić w nowo otwarte okienko, dlatego zeszło nam tylko 20 min. Przewodniki straszyły taksówkarzami po wyjściu z lotniska, my gotowi na to (i solidnie wydygani) odmawialiśmy każdemu. Są 3 opcje dostania się do medyny w Marrakeszu. Taxi, lotniskowy bus (w tej samej cenie (30 dh) lub miejski autobus (ok 3 dh). Problem, że ten autobus nie odjeżdża spod lotniska, a jakieś 500 m obok. Nie znając kierunku, języka francuskiego, będąc otoczonym przez taksówkarzy, ciężko się zdecydować na autobus miejski...

każdy transport prowadzi w okolice Dżemaa el-Fna, tam koncentruje się życie nocne, baza hotelowa i wszystko co się dzieje w Marakeszu:) Nocleg sam nas znalazł. Wystarczyło ujść 100 metrów, być białym i mieć plecak. Zaraz posypały się propozycje. Jakiś miejscowy szczurek zaprowadził nas do hotelu, tam chcieli 75 dh/osoba. Zeszliśmy do 55 dh (jakieś 22 zł, potem okazało się, że to nasz najdroższy nocleg:) ). Sam hotel był 200 m od Dżemy, 2 m od sklepu, ciepła woda, wi-fi. Zrzuciliśmy bagaż i na 1 spotkanie z kulturą arabską. Czuliśmy się zaszczuci, otumanieni. Istne mrowisko, każdy nagabuje, namawia, jeden nas złapał na "tanie piwo u niego w restauracji". Poszliśmy za nim jakieś 800 m, wystrój ładny, ale piwo małe za 30 dh! Czyli jedyne 12 zł:) wzieliśmy tylko po piwie i poczuliśmy się wydymani (słowo klucz całego wyjazdu) po raz 1.
Jeśli chodzi o Dżemaa, to przeszliśmy przez nią ze 3 razy, ale wszystko na wariata, ponieważ każde zatrzymanie na 5 sek oznaczało towarzystwo arabskiego naganiacza-naciągacza:) W ten sposób poznaliśmy "Roberta Makłowicza", który miał "taniej niż w Biedronce":) No i oczywiście umiał jeszcze po polsku powiedzieć "Maroko spoko":)

Zdjęcia (2)

Komentarze (0)