Następny dzień przeznaczyliśmy na przemieszczenie się w kierunku pustyni. Cel: Ourzazate.
Mieliśmy okazję i pokusę, żeby wykupić wycieczkę na pustynię już w Marrakechu, szczególnie, że udało się nam wynegocjować bardzo korzystną cenę (450 dh/osoba; w tym nocleg w Ourzazate, żarcie, transport, noc na pustyni, wielbłądy). Nie zdecydowaliśmy się, ponieważ uznaliśmy, że nie po to jedziemy sami na wyprawę, żeby potem korzystać z biura podróży. Dlatego postanowiliśmy łapać transport na pustynię w Ourzazate.
Okazało się, że w Maroko nawet wyjazd z wielkiego miasta nie jest prosty... Na dworcu zastała nas nowina, że autobusy strajkują i jeżdżą tylko 3 dziennie do Ourzazate. Dodatkowo miejsca były tylko na 17, więc znów mielibyśmy pół dnia w plecy. Przystąpiliśmy więc do naszej ulubionej dyscypliny, czyli negocjacji! Na dworcu dorwał nas wielki murzyn, który uparł się, że nas zawiezie taryfą (ponad 200 km!). Oczywiście się nie zgodziliśmy na jego cenę i zaczęliśmy negocjacje z jego kolegą.
* wbrew pozorom, w Maroko jest wiele nieformalnych norm, które regulują różne sfery. Na przykład wśród taksówkarzy. nie można sobie podbierać klientów. Jak pierwszy dorwie cię Mustafa, to Abdoul nie może cię zawieźć. Musisz jechać z Mustafą... Najlepsze jest to, że jak pojdziesz za róg, to tam trafiasz przypadkiem na Abdoula i wtedy już cię może przewieźć, w dodatku przebija ofertę Mustafy... Pojebane:)
Wracając do ucieczki z Marrakeszu. Wielki murzyn nie odstępował nas na krok, zaczynało się robić mało przyjemnie, a w dodatku nie było już biletów na autobus. W odruchu rozpaczy pobiegłem na dworzec grand taxi (małe taksówki nie mogą opuszczać granic miasta, grandy mogą) i tam okazało się, że przewiozą nas za 100 dh/osoba. Zadowoleni ruszyliśmy na postój, a za nami wielki murzyn:) Co chwila zbijał z ceny, ale już nas wkurzał i trochę odstraszał, więc pewnie za darmo byśmy z nim nie pojechali. W taxi okazało się, że możemy czekać na jeszcze jednego pasażera (grandy są 6 osobowe, nas była 5ka), albo dopłacć za jego miejsce. Dopłaciliśmy, wyszło więc nam po 120 (autobus kosztował ok 90 z bagażem). Niestety trafił się nam driver, który nie rozumiał totalnie nic po angielsku. Oczywiście my nie rozumieliśmy totalnie niczego po francusku, więc komunikacja nie odbywała się płynnie (mademoiselle toilette)... trochę nam pośpiewał po arabsku, my odwdzięczyliśmy się odśpiewaniem hymnu polski i czegoś z repertuaru Dżemu.
W Ourzazate sprawnie znaleźliśmy nocleg (hotel polecany w przewodniku) za 45 dh oraz poznaliśmy miejscowych hipisów:) Kolejny długi dzień za nami...