W Krakowie zameldowaliśmy się ok południa. Na lotnisku czekała na nas Maria, przyjaciółka Moniki. Pozdroooo dla Mariiii:) Miała być naszym wybawcą i przewodnikiem po grodzie Kraka. Plan był taki, żeby zostać w Krakowie na weekend i opić to, czego nie opiliśmy w Maroko. Jednak mocno przeczogłani ostatnimi dniami zrezygnowaliśmy z tego pomysłu... Z Balic dojazd do centrum jest dobry - miejskie autobusy. Posiedzieliśmy chwilę u Marii w mieszkaniu, zarezerwowaliśmy bilety na TLK (ok 55 zł normalny). Bagaż na dworzec, a my w miasto! Trochę się powłóczyliśmy po rynku, wypiliśmy piwo, trochę po Kazimierzu, zjedliśmy zapieksy. Wrócimy tam jeszcze w tym roku na spokojnie. Teraz marzyliśmy o powrocie do domu. W TLK odcięło nam prąd. Spaliśmy jak zabici:)
Maria, podobnie jak Michał już nie będą mogli spać spokojnie! Zawsze będzie pewien niepokój, gdy ktoś zapuka im do drzwi. Zawsze to możemy być my!