z rana na konsultacje do Hostelu ws. trasy do Pobitych Kamieni oraz zostawić manatki. W planach była jeszcze Madara, ale dojazd nas zabił (2h w pociągu w 1 stronę). Dziewczyna w hostelu doradziła nam ominięcie właściwego Kamiennego lasu, bo dojazd do dupy, bo dużo ludzi, a zaproponowała alternatywę - te same formacje skalne, ale w formie klifu. PIĘKNE! Wsiedliśmy w pociąg do Beloslav (jakieś grosze; jechał 20 min) i potem z buta z pamięci. pobłądziliśmy okrutnie, pewnie nadrobiliśmy z 5 km. Ale udało się trafić (wzdłuż szosy OD Varny ok 4 km, potem przy ujęciu wody w prawo w las, potem ok 3 km prosto i wychodzi się na same kamienne formacje). Wrażenia kosmiczne! Oprócz zakładanych kamiennych słupów były też małe groty. Widać na zdjęciach:)
W drodze powrotnej pan z wozem i osłem chciał nas zabrać do Madary, ale obawialiśmy się, że dojedziemy tam z nim za 2 dni, więc wybraliśmy powrót do Varny. Ledwo ruszyliśmy w kier stacji, a zatrzymał się jakiś dziadek i pyta, czy nas nie podwieźć. Wpakowaliśmy się we 4 na tył do Corsy i jazda. Mija stację i mówi, że nas zawiezie do samej Varny. Dla nas bomba!:) Potem szama (tarator, ajran, musaka, szkembe - wszystko brane na chybił-trafił) i do hostelu po bagaż.
Uderzyliśmy na dworzec, kupiliśmy bilety i w busik! Planowaliśmy jechać do Tuzlaty na camping, a co przyniosło życie, to w kolejnym wpisie:)