Lubię lądować w Warszawie. Mimo wielu zajebistych miejscach, gdzie byłem, to zawsze wracając z lotniska mam w głowie myśl "Kurde, to jest mój dom". I zanim przejdę do podsumowań, to jeszcze jedna myśl, która złapała mnie w trakcie wyjazdu. Że w podróżowaniu najgorsza jest przemijalność. Bardzo mało jest rzeczy, które mają szansę się powtórzyć. Ludzie, choćby nie wiem jak zajebiści nie byli, to jednak szansa na ponowne spotkanie jest mała (vide Rendy). Miejsca, choćby nie wiem jak były ładne, to szansa, że tam wrócimy z Monika, jest bardzo mała. Świat jest za duży, żeby jeździć w znane miejsca. I choc często mówimy "kurde, może tu kiedyś wrócimy", to bardzo w to wątpię. A nawet jak wrócimy, to to nie będzie to samo miejsce. Przykład z Pulau Weh, gdzie poznaliśmy starszą babkę z Holandii. Mówiła, że to jej powrót po 20 latach. A po 2 dniach ją znów spotkaliśmy i była wyraźnie rozczarowana, że to nie to samo... Przykre. Dlatego MOVE YOUR ASS i kupuj bilet!
A teraz podsumowanie:) Trochę prywatne, troche obiektywne i praktyczne.
2gi wyjazd do Azji
3 kraje (tranzytu nie liczę:P) - Malezja, Singapur, Indonezja
3 cele na wyjazd (nurkowanie, orangutany, wulkan), wszystkie 3 zrealizowane
4 osoby - mój najwierniejszy kompan, współautor tego bloga, narzeczona, a za 7 dni żona - Monika. Przetestowany w bojach Soto (Soto, zrównałeś się z Danką w ilości wyjazdów z nami!) i Jagoda, znak zapytania, który na pewno zmienił się w kropkę lub nawet wykrzyknik:)
8 dni we 2kę (po 8 latach życia z Moniką, to był nasz pierwszy dłuższy wyjazd we 2kę!)
9 dni w 4kę
18 dni w podróży
Malezja: ułożony kraj, choc weź tu się wypowiadaj o kraju, jak nie było się na wyspach, nie było się w Taman Negara:P Ale urlop nie jest z gumy. Kraj łatwy, my celowo potraktowaliśmy go troche po macoszemu, bo zostawiliśmy go sobie na podróż z dzieckiem. Komunikacja dobra, drogi dobre, standard zróżnicowany, nie ma syfu, więc z dzieckiem akurat:) Ceny podobne do polskich, choc da się zjeść na ulicy za mały hajs. Ale nie są to ceny tajskie ani tym bardziej indonezyjskie.
Singapur: Miasto w państwie, państwo w mieście. Bardzo przemyślane miejsce, bo żeby upchnąć tyle ludzi na tak małej przestrzeni, a jeszcze zachować ład, porządek, zmieścić naprawdę sporo zieleni (choćby w porównaniu z Kuala Lumpur). Jest drogo, ale to chyba wszyscy wiedzą:D Choć da się znaleźć tanie miejsca zarówno do żarcia (nasz obiad kosztował 24 zł za 2 osoby i było dobre! Choc to była chyba najbardziej obskurna knajpa w Singapurze, gdzie stół stał na wydmuszkach do jajek, żeby go wypoziomować) jak i do spania (2 łóżka w 10os pokoju za 72 zł, czyli nawet mniej niż płaciliśmy w Budapeszcie, ale ciągle drogo jak na Azję). Jest też tam co robić za friko, nie trzeba płacić za każdego puszczonego bąka. Chinatown, Little India, Marina bay, Orchad Road i w końcu Gardens by the Bay. Metro kosztuje mniej więcej 6 zł/przejazd, choc to zależy od ilości stacji do pokonania.
Indonezja, a właściwie:
Sumatra: zakochałem się. Nie byłem w wielu miejscach w stylu "off the beaten path", więc dlatego Sumatra pewnie zrobiła na mnie takie wrażenie. Ludzie nie są zmanierowani, są jakby normalniejsi. Nie ma tabunu turystów, wręcz wyszukujesz momentami kogoś białego, żeby było raźniej (vide prom z Banda Aceh). Pulau Weh super, samo Aceh też na pewno mogę polecić, szariat nie był mocno uciążliwy, dżungla (jaka by nie była) daję namiastkę tego, czego się szuka. MIejsca bardzo chilloutowe (domek na palach z widokiem na ocean, shake nad brzegiem rzeki ze ścianą dżungli rzut kamieniem od nas). Ceny łaskawe dla portfela (domek na Pulau Weh 25 zł, pokój w Bukit 12 zł, pokój na jeziorze Toba 20 zł, obiad mniej średnio 10 zł, shake średnio 3,5 zł). Upierdliwe na pewno są odległości, fatalne drógi (Binjai-Bukit, gdzie co chwila kończył się asfalt, dziury miały po 3m długości i 20 cm głębokości albo Transsumatran Highway, która jest najlepszą arterią na wyspie i ma po 1 pasie w obydwie strony). Czas przejazdów i brak nocnych połączeń jest fatalny (Medan-Bukkitinggi to 18hauto busem). Ale jednym słowem - SUPER!
Jawa: dużo bardziej tłoczna, zurbanizowana, w trochę większym pośpiechu. Prambanan i Borobudur to miejsca, których nie wypada ominąć (to jakby odwiedzić Kambodżę i nie wpaść do Angor Wat). Widać i czuć to w tych świątyniach. Merapi to taka nasza wisienka na torcie. Jedna z lepszych rzeczy jakie zrobiłem. Ceny na pewno wyższe niż na Sumatrze (ale z tego co mówił Soto, to niższe niż na Bali:P).
Kasiora:
BIlety Warszawa - Kuala Lumpur 1550/os (Turkish), bilety wewnątrz (3 loty) 650/os mniej więcej, czyli 2200 zł/os. Do tego z dużych transferów musieliśmy dołożyć prom Singapur-Batam (75 zł/os). Na miejscu wydaliśmy 3550 zł/2 osoby, czyli 1775/osoba (mniej więcej 100zł/osoba/dzień). W tym mieliśmy 4 duze wydatki (2x nurkowanie, przewodnik do dżungli i przewodnik z autem na wulkan).
Całość 4000 zł/osoba.
Warto? Zawsze warto pojechać, miejsce jest mniej ważne. Za 20 lat zarobisz x-krotność takiej sumy, a siądziesz, odpalisz zdjęcia, uruchomisz wspomnienia. Trzeba kolekcjonować mocne wrażenia:)
Kolejne plany? Ślub, wesele:) A podróżnicze? Na pewno kolejna będzie Szkocja, bo tam planujemy sesję poślubną. A potem są 4 kierunki w naszych głowach:
- Sri Lanka
- Kambodża z Laosem
- Islandia
- Ameryka Południowa
Jakbym miał strzelać, to Sri Lanka. See you later!