fundacja "Spełnij marzenia" tym razem zaopiekowała się Eweliną z Warszawy, lat 26, która od dziecka marzyła, żeby wypić Tokaj w Tokaju. Bęc bęc, marzenie spełnione!
Pierwotnie plan zakładał, że na Węgry dojedziemy w 8h, wykąpiemy się na termach w Sarospatak (tanie jak barszcz!), potem przejedziemy pozostałe 30 km do Tokaju, a o 17 degustacja wina i zwiedzanie piwnic Rakoczego. Plan się wysypał, ponieważ po 1 droga zajęła 9h, a po 2 padał deszcz. Co w połączeniu z odkrytymi basenami nie zagrało, więc pojechaliśmy prosto do Tokaju na wino:D
W mieście jest kilka campingów, my zanocowaliśmy tuż koło mostu drogowego, 5 min spaceru od centrum. Namiot kosztował ok 12 zł/os, ale że planowaliśmy się zebrać następnego dnia o 8 rano, a padało, wybraliśmy domek śmierdzący grzybem. Polecam:) Za osobę wyszło po 27 zł, wydawało się nam, że jest tanio. Tymczasem to był najdroższy nocleg na tym wyjeździe:) na campingu pustki, widać, że jest po sezonie.
Sam Tokaj to małe i klimatyczne miasteczko, wszystko kręci się wokół wina. Praktycznie w każdym domu można wejść na degustację i zakup wina. My postawiliśmy na opcję najdroższą, czyli piwnice Rakoczego. Ojca wina tokajskiego. Z degustacją to było ok 40 zł. Wina pycha, ceny opór wysokie, te same wina 2 ulice dalej były tańsze o 2 razy. Piwnice czynne do 18. Szybki spacer po Tokaju, zakup winka na wieczór (butelka 2l za 12 zł, yeah!).
Tokaj to stolica białego wina, czerwone produkowane jest w okręgu Eger.
Z cyklu wolne myśli - nie lubię być w kraju, gdzie czuję się poza kontrolą. Nie wiem zupełnie, co do mnie mówią, nie jestem w stanie przeczytać żadnej nazwy, nie wiem ile wydaję pieniędzy (chory przelicznik waluty). Węgry przejechane również bez winietki, bokiem.