Pobudka wcześnie rano, ponieważ dziś dzień opierdalaniaaaaa się! Czyli jedziemy na Wyspy Książęce. Dobrze, że kręciliśmy się po Stambule,więc nie baliśmy się jeździć autobusami. Z Uskudar ruszyliśmy autobusem do Kadikoy. Statki kursują według rozkładu, więc wszystko ogarnęliśmy wcześniej. Na statku rozłożyliśmy bufet+herbata :). Herba duża - 2tl, bilet na Wyspy - 3tl.
Same Wyspy to ciąg 4 zamieszkałych i kilku mniejszych wysepek. Weekendowe miejsce wycieczek Turków. Nazwa wzięła się od książąt, których zsyłano na wyspy, żeby nie "przeszkadzali" i nie knuli intryg :). Za cel obraliśmy Heybeliadę. Czemu? Bo nie była największa, ale i nie była najmniejsza. Zresztą tą najmniejszą strawił pożar kilka lat temu, teraz przyroda dopiero tam odżywa...
Zjedliśmy lody i zaczęliśmy okrążać wyspę. Chcieliśmy znaleźć dzikie miejsce do kąpieli, najchętniej na skałkach w miłej zatoczce. Chodzili,chodzili,aż wychodzili-idealne skałki.Niestety meduzy wielkości dłoni. Zabraliśmy się z Soto za próby kąpieli, a Monika za próbę spania. Monika była skuteczniejsza :D. My wbiliśmy do wody dopiero, jak przyszły miejscowe dzieciaki i skoczyły między meduzy na główkę. Można? Można! Nie parzą, więc zaczęliśmy skakanie ze skał :).
Zebraliśmy się koło 15 ,bo planowaliśmy jeszcze zakupy na Krytym Bazarze. Statki powrotne są mocno zatłoczone. Dojazd do Besiktasu i tramwajem do centrum. Na Krytym szok! Powoli zamykają, choć jest dopiero 19! Przecież o tej godzinie w Marrakechu dopiero zaczynało się życie! Rozdzielamy się, włączamy 5 bieg i szybkie negocjacje! Kupiliśmy głównie lampę (Moniki cel zakupowy, od początku była na nią sfocusowana:D). Sprzedawca zaczął od 100 tl, skończyliśmy na 50tl. Mam mieszane odczucia odnośnie takich bazarów. Fajnie,bo można kupić ciekawe rzeczy, można się potargować... Ale z 2 strony możesz kupić to samo poza bazarem za cenę, jaką osiągniesz po negocjacjach. Przykład - przychodzi Soto z lokrum(przysmak turecki) i mówi,że wytargował 6 opakowań za 20 tl. A my na to, że kupiliśmy w sklepie poza bazarem to samo za 14 tl, bez targowania... To samo z magnesem na lodówkę. Kolo się zaparł na cenie 8tl, oczadział. Targujemy się,schodzi do 6, ale cały czas to przegięcie. Mówi mi, że targujemy się jak o auto, a to tylko kilka tl. Ale nie lubię, jak mnie dymają. Powiedziałem, że nara. Poszliśmy za róg go sklepu z cenami (6 tl), gdzie grzecznie powiedziałem, że kupię za 5 tl i za tyle kupiłem... Dziwna sprawa z tymi bazarami.
Wracając zatrzymaliśmy się pod Haga i Blue na nocne podziwianie. Chyba jeszcze ładniejsze niż za dnia! Kolacja na mieście (ciorba, tradycyjna zupa z soczewicy) i do domu. W mieszkaniu był już tylko Mehdi. Nuri i Abdoulkerim wyjechali... Zebraliśmy wskazówki na podróż na lotnisko i się podpakowaliśmy. Z rana znów zmiana kraju.