4X4: Skura, Dolina Róż, Wąwozy Dades i Todra, noc na Saharze

W końcu weszliśmy w najważniejszą fazę wyjazdu-podróż na Saharę!
Zaczęliśmy o 7 rano od śniadania w kawiarni (czekała na nas kawa, ciastka), Hassan już czekał, o 8 start. Na naszej trasie 3 główne punkty: offroad przez dolinę Skoury (gaje palmowe), wąwóz Dades (najbardziej posrana droga, jaką widziałem w życiu!) oraz wąwóz Todra (pionowe 100 metrowe ściany). Co ciekawe, to wszystkie biura rozpisują tą trasę na 2 dni (noc w Dadesie). Nam zależało na 1 dniu i zmieszczeniu tych samych pkt. Udało się, choć podobno może być ciasno z czasem. Komu w drogę, temu Aviomarin!
Skoura - sam offroad nas trochę rozczarował, 90% tej drogi pokonałby zwykły napęd. gaje palmowe bardzo ładne. Niesamowite jest, jak wjeżdża się z pustynnego krajobrazu w gaj. Napadły nas tam po raz 1 dzieci z trzcionowymi wielbłądami. Plotą w 3 min, a potem na to żebrzą.
Dades - trzeba zjechać z głównej drogi jakieś 30 km, ale warto! Auta pną się po krętej drodze, by na końcu zatrzymać koło restauracji na szczycie.Widok na drogę niezapomniany:) Po drodze mijaliśmy obóz nomadów oraz innym razem cały tabor nomadów.
Byliśmy ciekawi drugiego wąwozu, który będzie ciekawszy.
Todra - zjawiskowy wąwóz! Zupełnie inny niż Dades. Tam rzeka płynęła 150 metrów pod nami, my byliśmy nad wąwozem; w Todrze spaceruje się dnem wąwozu. Pionowe ściany, do tego bystra rzeczka. Żałowaliśmy, że nie ma czasu na poleżenie na kamieniach i pomoczenie nóg w rzece... Dzieciaki napadły nas po raz 2gi, ale tutaj były nieznośne! Nie da się zrobić zdjęcia, nie da się przejść w spokoju 10 metrów. Dramat. Najgorsze co można zrobić, to dać im pieniądze. W ten sposób przyzwyczajamy do żebrania.
W drodze na pustynię Hassan zatrzymał się w samie i poradził nam, żebyśmy zrobili zapas wody, bo w obozie jest droga. Widać, że nie chciał nas wydymać. Potem okazało się czemu:) W tym samie mieliśmy też próbkę podejścia do alkoholu w Maroko. Na sklepie nie było, ale szybko zaprowadzili mnie na zaplecze, a tam całe pomieszczenie pełne alko.
Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie ze szmatami, dziewczyny od razu zostały ubrane w stroje berberskie, każdy kupił sobie po turbanie i w drogę. Zahaczyliśmy jeszcze jakąś manufakturę ze skamielinami (podobno Maroko i Sahara to zagłębie skamielin) i w pośpiechu ruszyliśmy w kierunku pustyni. Było już bardzo krucho z czasem, Hassan dał na skróty:D Wjechaliśmy w hamadę (kamienista pustynia). W oddali błyszczały żółte wydmy Erg Chebbi Jazda 4x4 120 km/h po pustyni to naprawdę ostre przeżycie. Wyciorało nas po całym samochodzie, bagaż był wszędzie:)
Szybka przesiadka na wielbłądy i ruchy ruchy na wydmy. Słońce chyliło się ku horyzontowi, wokół grupki turystów. Zachód jest ładny, ale nad tradycyjnym horyzontem (zachodzi poza wydmami). Potem posiedzieliśmy jeszcze z godzinę po zachodzie+45 min dojazdu wielbłądami do obozu. byliśmy ostatnimi turystami, którzy schodzą z pustyni. Jazda wielbłądem pod rozgwieżdżonym niebem to jest to!
Sama jazda na wielbłądzie fajna jako ciekawostka, ale to tyle:) Hassan zaproponował nam, żebyśmy pojechali za hajs z rana wielbłądami na wschód (zaproponował 100 dh zamiast 200, bo dogadamy się poza biurem podróży), ale stwierdziliśmy, że po 1 boli dupa, a po 2 chcemy iść bez przewodnika.
Obóz faktycznie na uboczu, jakieś 4 km od wydm. Faktycznie byliśmy tam też sami. Dostaliśmy 2 namioty, 3 oddzielne sypialnie, za namiotami łazienka z ciepłą wodą, sam namiot lepszy niż niejeden hotel. Na kolacje tajin, potem granie na bębnach z załogą obozu oraz wylegiwanie się pod rozgwieżdżonym niebem:) Szef obozu przekazał nam bilety na autobus do Fes. Wszystko zgodnie z planem:)

Zdjęcia (11)

Komentarze (0)