Pobudka na granicy, wysiadka, biegusiem po wizę - 15E i juz masz wjazd do Turcji.
Stambuł ciągnie się o ok 6 rano do 9 (2 h opóźnienia), a przejechaliśmy tylko ok 1/3 miasta! Jaki to jest moloch! Jaki to jest gigantycny kraj! Człowiek zna geografię, wie, że Turcja zajmuje duże terytorium. Ale póki się jej nie odwiedzi, to nie ma się wyobrażenia o tym ogromie! Spod granicy z Bułgarią do granicy z Turcją jest ponad 2 tys km! Jakby 3 razy przejechać między Gdańskiem a Zakopanym! Kraj ulokowany jest na 2 kontynentach z dostępem do 4 mórz! Sasiaduje m.in z Bułgarią, Grecją, Syrią, Irakiem, Iranem czy Armenią. Odjazd! W Istanbule nieoficjalnie żyje ok 20 mln ludzi. To ok 6 razy więcej niż w Warszawie!
Mieliśmy w planach ogarnąć się na dworcu, przemyć, przebrać, zjeść. Ale nagle wszyscy coś od nas chcieli, nie mogliśmy przejść kroku bez towarzystwa. Więc znaleźliśmy metro i tam się skryliśmy. Korzystając z komunikacji miejskiej ma się do wyboru dwie opcje: można jeździć na żetony (3tl) lub na kartę na punkty (kaucja 6 tl+każdy przejazd 2 tl). Bardziej się opłaca karta (Akbil). My pojeździliśmy pierwszy dzień na żetonach, karty się baliśmy:D.
Bagaż postanowiliśmy zostawić bliżej centrum, nie na dworcu autobusowym - Sirikeci,. Wg. mapy w centrum był dworzec pociągowy, tam skitraliśmy bagaż+zrobiliśmy generalne mycie. Obok jest informacja turystyczna (duuuużo map).
Plan na dzień - Haga Sophia, Błękitny Meczet+okolice, Cisterna Basilica+Kryty Bazar.
Haga: Kolejka na 20 min stania, bilety po 25 tl. W środku ogrom! Wchodzisz i czujesz się mały. Wokół bizantyjska gigantomania. Zresztą ciężko to opisać...
Blue Mosque: zwiedzanie za friko, przed zwiedzaniem trafiliśmy na darmową prelekcję na temat Islamu i meczetu. Niesamowite, jaką mają indoktrynację! Religia miłości, otwartości, widać, że szukają nowych wyznawców i uderzają w europejską kulturę. Mam wykładnię Koranu po angielsku, będę czytał :). Sam Meczet robi wrażenie, szczególnie jeśli ktoś jest tam 1 raz (my). Wnętrze surowe, bez żadnych posągów, ikon, obrazów. Za to cała podłoga pokryta jest dywanem. Co fajne, to meczet nie jest jak kościół, gdzie wpadasz się pomodlić. Ludzie przychodzą tam spędzić czas, spotkać się. Jedni spali, inny rozmawiali, dzieci się ganiały, kolejni się modlili...
Cisterna Basilica: największa niespodzianka; schodzimy pod ziemię w centrum Stambułu, a tam otchłań 336 kolumn i wody (a w zbiorniku pływają ryby wielkości hioppotama). W przeszłości te zbiorniki zaopatrywały miasto w wodę. Są tam również 2 niesamowite rzeźby - głowy meduz. Całość mroczna i robiąca mocne wrażenie (wjazd 10 tl).
Zahaczyliśmy jeszcze Kryty Bazar i Meczet Suleymana Wspaniałego. Meczety przez swój ascetyzm są do siebie bardzo podobne. Dlatego dalsze meczety sobie darowaliśmy.
Potem kroki skierowaliśmy w stronę portu Eminönü (zwanego przeze mnie uparcie Eminemu, a potem się dziwiłem, że nikt nie wie o czym mówię). Stąd ruszają statki w stronę Azji. Tramwaj wodny... To nie jakaś tam popierdółka, która wozi 10 osób między starówką a Stadionem. To 3 poziomowy statek, który pełny po brzegi pływa co 15 minut! Kurs na 2 stronę Bosforu kosztuje tyle, co przejazd tramwajem 2 przystanków. Na pokładzie sprzedają m.in. turecką herbatę (1 tl). Na drugiej stronie spotkaliśmy się z naszym hostem - Abdoulkerim. Czas włączyć do naszej przygody Couchsurfing :). Szybki spacer (15-20 min) i byliśmy u Abdoulkerima. Dał nam duży pokój, przyjął jak przyjaciół. Niesamowite, jak można gościć obcych ludzi!
Byliśmy po szarpanej nocy w autobusie, całym dniu biegania po Stambule, ale wyrwaliśmy się jeszcze na fajkę wodną (Nargile) z naszym gospodarzem i jego kumplem Mehdim (Irańczyk, który pracuje i mieszka z Abdoulkerimem), Faja fajna (15 tl), można tak siedzieć i pykać godzinami... W knajpie alko brak, więc nargillę popijaliśmy turecką herbatą. Sporo gadaliśmy o różnicach w kulturze i o historii.
W mieszkaniu czekał na nas trzeci z ich trio - Nuri. Niestety okazało się, że Abdoul musi nas opuścić, ale zostawia nas ze znajomymi i mamy czuć się jak u siebie w domu, więc tak się czuliśmy:)