Słoweńcy śpią, ale jakoś się nie starałem być cicho. Oni mi w nocy, to ja im z rana :).
Plan na Budapeszt? Tak jak lubimy, zobaczyć jak najwięcej w jak najmniej :). Zaczęliśmy od śniadania nad Dunajem. Jakoś mnie ta rzeka nie przekonała. Niby widzieliśmy wąski odcinek, ale brak bulwarów, brak ławek... To już wolę Wisłę :P.
Przespacerowaliśmy się koło Parlamentu (śmiesznie, jak ten sam budynek może być różny; tutaj lekka, gotycka bryła, w Bukareszcie kloc, który ma kubaturę porównywalną z Pentagonem i jest jednym z większych budynków na świecie), ulicą Andrassy (najbardziej prestiżowa ulica Budapesztu), wypiliśmy piwko w miejskim lasku. Nie mogliśmy odpuścić możliwości przejechania się najstarszą linia metra w europie kontynentalnej. Jak nas nie było na mapach, oni już jeździli metrem... Sama linia raczej przypomina tramwaj. Zatrzymuje się co 2 min, skład jest króciutki i czujesz się jak w wehikule czasu. Na koniec części zwiedzaniowej przespacerowaliśmy się przez sporą dzielnicę żydowską. A potem... Tonight is the night!
Budapeszt nigdy (?) nie śpi. Chyba, że z rana odsypiając imprezę :D. Parki są pełne ludzi pijących alko. I to nie jak w Warszawie, zdla od zgiełku, kawałek od centrum, nad Wisłą. Nie nie, tam jest melanż w każdym parku w ścisłym centrum! Momentami średnia wieku wokół nas wynosiła 15 lat. Ważna rzecz! Przed 22 trzeba zrobić zapas piwa. W Budapeszcie obowiązuje zakaz sprzedaży alko między 22 a 6. Teoretycznie, jak się później okazało:)
Popiliśmy, ruszamy w tan. Odwiedziliśmy pozostałe dwa Ruin Pubs. Każdy jest inny i każdy jest niesamowity, oryginalny. Automaty do gier w śrosku klubu? Pewnie! Potem możesz zawsze pograć z wariata, albo wybrać jeden z 2 parkietów do tańczenia. Na pewno warto zarezerwować nockę na mieście!
W sklepie o 1 w nocy odmówiono mi sprzedaży piwa. Musiałem więc wrócić z Moniką do sklepu, żeby spakowała wprost z lodówki 5 piw do torebki, a potem ją rozchyliła ją przy kasie. Każdy miał przy tym ubaw:).
Myślę, że klimat Budapesztu dobrze oddaje breloczek, który tam widzieliśmy:
BUDAPEST TRIATHLON: drinking, eating, fucking.